Spis treści
Teoria spalonego tosta, czyli źle znaczy dobrze
Małe porażki dla dużej części z nas są małe tylko z nazwy. Drażnią nas niedogodności, zmiany w planach, przeszkody i awarie. Ich nagromadzenie, choć czasem i jednostkowe przypadki, potrafią zepsuć rytm całego dnia. Teoria spalonego tosta pokazuje jednak, że z takimi mikro przegranymi można sobie świetnie radzić.
Założeniem tego myślenia jest dobre nastawienie. Mini porażka w postaci zapomnianego do pracy laptopa czy pomylonego terminu spotkania nie wpływa znacząco na nasze życie, więc i my nie powinniśmy przywiązywać do niej większej wagi. Nawet lepiej – takie zdarzenia mogą nas uczyć nie tylko nowych doświadczeń, ale i podejścia, że jesteśmy silniejsi od mikroporażki i możemy radzić sobie z nią na spokojnie. Budujemy odporność i poskramiamy frustrację, a im dłużej to ćwiczymy, tym łatwiej jest w przyszłości.
Czemu małe porażki tak nas rozwalają?
W teorii – wszystko pięknie, ale w praktyce jest już gorzej. Kto dotknął gorącego żelazka lub popełnił dużą gafę podczas spotkania firmowego, ten dobrze wie, że najczęściej po prostu ciężko dać spłynąć swoim emocjom. Dzieje się tak, bo mamy to mocno zakorzenione w naszych społecznych, psychologicznych i biologicznych uwarunkowaniach. Od zarania dziejów jesteśmy zaprogramowani, aby na stresory reagować według zasad przetrwania. Dzieje się coś złego – walczymy lub uciekamy. Nawet drobne porażki wywołują taki instynkt.
Takie niefortunne sytuacje nie są groźne w wymiarze jednostkowym. Jednak mają tendencję do kumulowania się. Kiedy stres narasta, a potęguje go ciągły przypływ małych porażek, to zaczynamy żyć w ciągłym niepokoju i nie możemy sobie z tym poradzić. Do tego dochodzi zakodowany dla wielu perfekcjonizm. Jeżeli nie odczuwamy pasma sukcesów, to jeszcze bardziej się tym wszystkim przejmujemy. No i na koniec – oczekiwania. Presja i gonitwa życia codziennego to świetne środowisko do triumfu miniporażek.
Małe porażki mogą zbudować naszą odporność
Jak z takich przegranych sytuacji czerpać naukę? Wszystko opiera się na złapaniu dystansu i wewnętrznym dialogu. Jeżeli w sytuacji, takiej jak rozlana na spodnie kawa, zobaczymy humor i błahość, to automatycznie będziemy uodparniać się na kolejne takie drobne incydenty.
Ważne jest też łapanie perspektywy. Małe porażki najczęściej nie mają absolutnie żadnego znaczenia dla naszego dnia, kariery czy po prostu życia. Warto zastanowić się wtedy, czy to naprawdę nasze największe zmartwienie, które niesie ze sobą jakiekolwiek konsekwencje?
Wsparciem dla budowania odporności na małe porażki są przeróżne techniki uważności, takie jak mindfulness. Skupienie się na tym co tu i teraz pozwala spojrzeć na daną sytuację bez analizy i po prostu ją zaakceptować. Można również pracować nad swoim oddechem czy spisać na kartce towarzyszące nam emocje i spojrzeć na nie już po ,,wyrzuceniu’’ ich z siebie.
Niech spalony tost nie sprawia, że cały dzień spisujecie na straty. Zobaczmy w końcu, że takie błahostki to pozytywny test dla naszego opanowania. A im bardziej trzymamy nerwy na wodzy, tym lepiej dostrzeżemy te pozytywy w naszym życiu. I wtedy nawet ta zwęglona grzanka będzie fajna.