Chociaż wielu wieszczyło, że będzie to tylko i wyłącznie chwilowa moda, rzeczywistość pokazała, że hulajnogi elektryczne na stałe wpisały się w transportowy krajobraz wielu miast w naszym kraju. Niestety, wraz z prężnie rozwijającym się rynkiem e-hulajnóg, wciąż nie doczekaliśmy się przepisów, które jasno i wyraźnie określają prawa i obowiązki ich użytkowników. To zaś prowadzi do niemałego zamieszania…
Bardzo dobrze pamiętam swój ubiegłoroczny artykuł, w którym stanąłem w obronie hulajnóg elektrycznych. Są to przecież urządzenia, które naprawdę ułatwiają podróżowanie po zakorkowanych miastach.
Wyraźnie zaznaczyłem przy tym jednak, że oprócz potrzebnej empatii wobec innych użytkowników dróg i chodników, konieczna jest też ludzka rozwaga, której niestety bardzo często brakuje. Nieśmiało liczyłem także na to, że wreszcie pojawią się też stosowne przepisy dotyczące poruszania się e-hulajnogami.
Spis treści
Skończyło się na planach
Pomysłów na rozwiązanie sytuacji prawnej hulajnóg elektrycznych było naprawdę wiele, ale najbardziej prawdopodobnym – i chyba najbardziej rozważnym – rozwiązaniem byłoby przyzwolenie na poruszanie się nimi po ścieżkach rowerowych, jezdniach o niskim natężeniu ruchu, ale również po szerokich chodnikach, z uwzględnieniem pierwszeństwa pieszych.
Tak też miało być, ale minęła jesień, zima, wreszcie nastała wiosna, a w sprawie uchwalenia nowych przepisów nie zrobiono nic. W maju miałem jeszcze cichą nadzieję, że tegoroczne wakacje będą jednak bardziej bezpieczne.
Na blogu Auto Motor i Sport przeczytałem nawet artykuł, mówiący jasno i wyraźnie o tym, że Ministerstwo Infrastruktury wciąż pracuje nad tym projektem, no ale mamy już przecież połowę wakacji, a stosownych regulacji jak nie było, tak nie ma.
Co się dzieje?
Moje wątpliwości kilka dni temu rozwiała „Rzeczpospolita”, która poinformowała, że konsultowany projekt trafił do Rządowego Centrum Legislacji 15 maja i leży tam do dziś… W tym miejscu warto zaznaczyć, że pierwotny projekt był już gotowy w lipcu ubiegłego roku i miał zostać przejęty jesienią 2019 r. Znów skończyło się tylko i wyłącznie na opowieściach.
Wszystko wskazuje na to, że trwający sezon hulajnóg zakończy się bez regulacji dla nich przeznaczonych. https://t.co/3MksAL1MSH
— Rzeczpospolita Prawo (@RPPrawo) July 27, 2020
Nie ma przepisów, są problemy
Brak odpowiednich regulacji coraz częściej bywa opłakany w skutkach, a przykładów potwierdzających moją tezę można mnożyć i mnożyć. Niedawno w jednym z warszawskich szpitali zmarła kobieta, która trafiła tam po wypadku na hulajnodze.
W pierwszej połowie lipca 10-letni chłopiec, jadąc na e-hulajnodze zderzył się z samochodem na skrzyżowaniu dróg w Woli Osowińskiej (Lubelskie). Po przewiezieniu do szpitala również zmarł.
Bywa i żenująco
Nie zawsze jednak wszystko kończy się tragicznie, czasami bywa nawet lekko żenująco. W moim rodzinnym Krakowie strażnicy miejscy polują na użytkowników e-hulajnóg, którzy pokonują popularną kładkę pieszo-rowerową.
Chcąc zachować bezpieczeństwo spacerowiczów, poruszający się na hulajnogach przemierzają kładkę stroną rowerową. To zaś stanowi idealną okazję na poprawienie statystyk przez strażników, którzy za takie występki karzą ich mandatami. W myśl obecnego prawa, użytkownicy e-huljanóg to przecież… piesi.
Pozostało czekać
I żeby była jasność: wcale nie twierdzę, że uregulowanie tej sprawy rozwiąże wszystkie problemy bezpieczeństwa w miastach, jednak z dużą dozą prawdopodobieństwa mogę założyć, że wypadków z udziałem hulajnóg elektrycznych i wielu absurdalnych sytuacji z nimi związanych byłoby znacznie mniej. Łatwiej byłoby także ustalić, kto jest sprawcą, a kto ofiarą.
A tak przed nami kolejne miesiące absurdów na polskich drogach, ścieżkach i chodnikach, bo względnie logiczne i kompromisowe przepisy muszą sobie jeszcze trochę poleżeć w ministerialnej szufladzie.