Airbnb, Traficar, Netflix – choć platformy te oferują swoim użytkownikom zupełnie inne usługi, łączy je wspólny model biznesowy oparty na tzw. ekonomii współdzielenia. Dziś nie musimy już być właścicielami nieruchomości, nie musimy posiadać samochodu czy kupować filmów na DVD, aby w pełni korzystać ze wszystkich tych dobrodziejstw. Ale czy rzeczywiście mamy powody do radości?
Według analizy przygotowanej przez Forum Obywatelskiego Rozwoju, Polska zajmuję 92. miejsce w rankingu popularności usług związanych z ekonomią współdzielenia. Choć na pozór daleko nam do branżowych liderów, eksperci zwracają uwagę, że nasze społeczeństwo wykazuje rosnące zainteresowanie tego typu usługami.
Przyznaję się bez bicia: sam od czasu do czasu korzystam z tego typu rozwiązań i potrafię docenić fakt, że często ułatwiają mi życie. Mimo to podchodzę do nich dosyć sceptycznie. Zdaję sobie sprawę, że każdy kij ma dwa końca, a ekonomia współdzielenia coraz częściej odbija się nam czkawką.
Spis treści
Nowe możliwości, nowe problemy
Jednym z największych problemów związanych z ekonomią współdzielenia jest tzw. overtourism – zjawisko, w którym liczba turystów w danym mieście jest tak duża, że znacząco pogarsza komfort życia ludności miejscowej. Do pogłębienia tego procederu w dużej mierze przyczyniło się właśnie Airbnb, a lista poszkodowanych jest niestety bardzo długa.
Cierpi branża hotelarska, ze względu na nierówną konkurencję, cierpi Skarb Państwa, któremu uciekają pieniądze z podatków za najem krótkoterminowy, cierpią wreszcie mieszkańcy, którzy co weekend mają za ścianą jedną wielką imprezownię. Pojawienie się Airbnb przyczyniło się też do ogromnego wzrostu cen nieruchomości w miejscowościach turystycznych , co dla przeciętnego obywatela na pewno nie jest dobrą wiadomością.
Hulajnoga szybsza niż prawo
Wraz z rozwojem usług opartych o ekonomię współdzielenia sporym problemem w miastach stały się również wypożyczalnie samochodów na minuty, a dokładniej sposób naliczania opłat. Nie jest żadną tajemnicą, że to właśnie kryterium czasu skłania kierowców do mocniejszego naciśnięcia na pedał gazu. Śmiem wątpić, czy dzięki temu piesi i pozostali uczestnicy ruchu drogowego mogą czuć się bezpieczniej. Ale kto z nas chce płacić więcej, skoro może mniej?
Niestety, za nowościami technologicznymi nie nadąża również prawo. Tak jeszcze do niedawna było w przypadku hulajnóg elektrycznych, które każdego dnia widzimy porozrzucane po centrach miast. Trzy miesiące temu cały internet żył historią kobiety, która została potrącona przez osobę nieletnią, pędzącą na hulajnodze. Winna całemu zdarzeniu okazała się 49-latka, ponieważ „nagle zmieniła pozycję”, a wypadek – zgodnie z obowiązującym wówczas prawem – został oceniony, jako… „zderzenie pieszych”.
PRZECZYTAJ TEŻ: Google Maps pokaże, jak zatłoczone są autobusy i tramwaje
Nowy system wartości
Zdaję sobie sprawę, że część Czytelników nazwie mnie twórcą teorii spiskowych, ale uważam, że za ekonomią współdzielenia kryje się też pewien niebezpieczny system wartości.
Dziś passé jest przywiązanie do własności prywatnej i dbanie o nią. Liczy się wyłącznie nasza wygoda i realizowanie potrzeby chwili, często bez zważania na drugiego człowieka.