Polscy lekarze. Jacy są? Niechętni, niekulturalni, leniwi, nie zwracają uwagi na pacjenta, nie poświęcają mu czasu, pacjent jest dla nich tylko numerkiem? Tak. Ale czy zastanawialiście się kiedyś, dlaczego tak się dzieje? Czy to lekarze są źli, czy wypalił ich zdezorganizowany system?
Dziennikarz Paweł Reszka postanowił sprawdzić, jak to faktycznie jest w tej służbie zdrowia. Od środka. Zatrudnił się w szpitalu jako sanitariusz i obserwował środowisko. Samego siebie też – sprawdzał, w którym momencie straci empatię i zrobi coś, za co później będzie mu wstyd.
Spis treści
Mali bogowie. O znieczulicy polskich lekarzy
W publikacji „Mali bogowie” Reszka stworzył klasyczny reportaż wcieleniowy, opisał go w formie dziennika oraz zebrał wypowiedzi prawdziwych pracowników służby zdrowia: lekarzy, pielęgniarek, innych sanitariuszy, ratowników. Niedaleko tutaj od szalonego śmiechu do rozpaczy. Są suchary w stylu: co robią lekarze w kuchni? Leczo! I makabryczne żarty o coraz krótszych paluszkach i nóżkach od jedzenia majonezu… A obok tego dramaty oraz drastyczna nieudolność systemu. I ludzie wystawieni na tak ciężką dla psychiki próbę, że aż próbują to na siłę wyśmiać i odreagować.
Wie pan, jak my żartujemy? Schody w domu, które kosztują poniżej 100 tysięcy, to nie są schody, tylko drabina.
Bycie lekarzem przez długi czas uchodziło za prestiżowe. W tej chwili już nie jest. Jedyny sposób, by poczuć jakąś satysfakcję wynikającą z pracy, to pracować więcej i więcej, by przynosić do domu jeszcze większe pieniądze. Niestety, to działa tylko doraźnie. Sytuacja jest zła. Ciągłe braki kadrowe i nieustające zmęczenie. Zatrudnienia na kontrakty, bo wtedy nie przysługuje tyle wolnego, co na etacie. Lekarz jako człowiek odpoczywać musi. Lekarz jako firma, z którą szpital podpisuje kontrakt – już nie.
Boję się, że popełnię błąd z przepracowania. Bo jak się potem bronić? Przed sądem mnie zapytają: „kto panu kazał dyżurować przez trzecią noc z rzędu?”. No życie mi kazało, bo bym nie miał za co pojechać na kurs, który musiałem zrobić, żeby skończyć specjalizację. Ale pacjent zmarł i kogo obchodzi takie tłumaczenie?
Polscy lekarze są przepracowani i przemęczeni. Biegają od przychodni do szpitala, a ze szpitala do karetki. I tak w kółko. Na korytarzu za drzwiami psioczą na nich stłoczeni pacjenci, którzy czekają dłużej, niż powinni. Ale NFZ nie widzi problemu. Albo przynajmniej skutecznie go maskuje.
(…) Na stronie NFZ statystyki są „ulepszone”, czas oczekiwania jest krótszy, bo nie wlicza się do niego sobót, niedziel i świąt, a tylko dni robocze.
Mali bogowie 2. Jak umierają Polacy
Na wstępie poinformowano nas, że student pierwszego roku to g…, drugiego roku to pan g…, trzeciego roku to student, potem pan student, doktor i jak się dobije do końca, to pan doktor.
W „Mali bogowie 2.” mowa tym razem o rzeczywistości w karetkach i na SOR-ach. Paweł Reszka wsiadł do ambulansu wraz z ratownikami i ogląda na żywo to, co oni widują na co dzień na dyżurach.
Zapisałem wezwanie dokładnie, bo akurat zbliżały się święta Bożego Narodzenia, a wezwanie zabrzmiało jak początek kolędy: „Leży w rowie, na nim rower. Nikt nie sprawdził, czy od-dy-cha”.
Lekarze w Szkocji nie przepisują leków, a spacery i inne zadania
Rozmawia również z lekarzami przyjmującymi na SOR-ach. O śmierci, którą oglądają na co dzień. O pijakach i bezdomnych. O porzucaniu starszych ludzi przez rodziny na święta. O ratowaniu życia. O pacjentach, którzy godzinami czekają na przyjęcie.
Wie pan, skąd jest nazwa SOR? To od: „Sorry, szybko pana nie przyjmiemy”.
Ludzie niestety wciąż są tam kierowani przez swoich lekarzy POZ oraz sami się wybierają, licząc na szybką diagnostykę. Nie biorą pod uwagę, że oddział ratunkowy służy jednemu: ratowaniu życia, reagowaniu w naprawdę pilnych sytuacjach. Lekarze wiedzą, że to przez niekończące się kolejki na NFZ, ale już mają tego serdecznie dość. Niektórzy wypracowali sobie nawet już własny system wychowywania pacjentów.
Oni muszą odczuć, że przyjście na SOR było błędem. Zderzyć się z obojętnością i chłodem. Tak, żeby nie próbowali już tu nigdy wrócić z jakąś pierdołą.
Czy brzmi to strasznie? Owszem. Ale to kolejna próba poradzenia sobie z systemową rzeczywistością, która daleka jest od ideału.
Będzie bolało. Sekretny dziennik młodego lekarza
W moim własnym ogródku rośnie pewna roślina. Wystarczyłoby, że posiedziałaby pani pod nią przez 10 minut, a pożegnałaby się pani z życiem. (…) Chwilę później, podczas kolonoskopii, pytam go o tę roślinę z jego ogrodu. „To lilia wodna.”
Miało być o polskiej służbie zdrowia? Poniekąd nadal jest, bo autor książki „Będzie bolało”, Adam Kay, to Brytyjczyk polskiego pochodzenia. Już nie pracuje jako lekarz, zrezygnował. Ale pisze, jak to było i dzieli się z nami fragmentami swojego portfolio – czyli tak naprawdę dziennika, pełnego celnych obserwacji i sporej dawki absurdu.
Wszyscy młodzi lekarze zostali poproszeni o podpisanie klauzuli wyłączającej nas spod obowiązywania europejskiej dyrektywy w sprawie czasu pracy, ponieważ umowy, które zawarliśmy ze szpitalem, nie spełniają wymagań, o jakich mowa we wzmiankowanym akcie prawnym. (…) W tym tygodniu (…) pracowałem przez dziewięćdziesiąt siedem godzin. Powiedzieć, że moja umowa „nie spełnia wymagań” dyrektywy, to nic nie powiedzieć. Moja umowa wywlekła tę dyrektywę z łóżka w środku nocy, zaciągnęła ją – wrzeszczącą wniebogłosy – do łazienki i zaczęła podtapiać w umywalce.
Brytyjskiej służbie zdrowia humoru również nie brakuje – choć to bardzo brutalny humor. Śmiech rzez łzy. I do czasu. Bywa też smutno, ponuro i beznadziejnie. Opieka zdrowotna w UK ma się tak samo jak ta w Polsce – lekarze przepracowują się, wypełniają tony dokumentów i codziennie stają twarzą w twarz ze śmiercią. Niewielu z nas dałoby sobie radę z takim obciążeniem psychicznym – i dlatego lekarzy jest coraz mniej.
Przeczytaj, a spojrzysz inaczej na swojego lekarza. Papierologia jest tutaj najważniejsza. Kolejki, brak czasu i serca dla pacjenta. System opieki zdrowotnej ewidentnie jest chory.
I nie ma komu go uleczyć, bo ci, którym najbardziej na tym zależy … nie mają czasu. Biegają od dyżuru do dyżuru.