Zero pudru, zero filtrów. Zamiast tego na Instagramie zobaczycie pryszcze, krosty i trądzik. Wszystko pod hasztagiem skin positivity. Jaki sens ma wrzucanie takich fotek na największy portal, na którym z zasady chwalimy się pięknymi zdjęciami? Otóż może mieć sens, bo ma działanie… terapeutyczne.
Czyżby nastał koniec mody na piękno „od linijki”? Akcja skin positivity jest dowodem na to, że krosty na twarzy są w takim samym stopniu są naturalne, jak rzadkie włosy, rozstępy czy nadprogramowe kilogramy. A skoro pokazuje to nawet lansujący perfekcyjny wygląd Instagram, to chyba rzeczywiście coś w tym jest.
Spis treści
Po co nam trądzik na Instagramie?
Przyznacie, że same słowa takie jak pryszcze, wągry, trądzik, czy krosty nawet w swoim brzmieniu są nie do końca sympatyczne. Ale idźmy dalej, bo osoby, które zmagają się z tymi niedoskonałościami, są postrzegane w krzywdzący sposób. Zazwyczaj myśli się o nich, że nie dbają ani o higienę, ani o to co jedzą– bo przecież krosty są wynikiem sięgania po fast foody. Zapominajmy jednak, że naprawdę wiele z nas ogląda te niedoskonałości codziennie w lustrze, winę za nie ponosi stres i bardzo często – geny.
Skóra twarzy nigdy, ale to nigdy nie jest idealna. No może u 1% dorosłych ludzi. Jednak w naturze po prostu perfekcyjnie gładka skórą nie występuje. Po nałożeniu makijażu i wygładzeniu go filtrami – chyba tylko wtedy jest godna pozazdroszczenia. Ale czy jest prawdziwa?
Oto body positive, czyli pełna akceptacja wyglądu swojego ciała. To również życie w zgodzie z tym, co na co dzień oglądamy w lustrze. Chodzi o zmianę postrzegania, by to, co zazwyczaj staramy się ukryć, teraz było pokazywane, jako coś zupełnie naturalnego.
Naturalność, która może wyleczyć z kompleksów zobaczymy pod #skinpositivity. Do tej pory, pod tym hasztagiem na Instagramie dodano niemal 700 zdjęć. Fotograf Peter de Vito włączył się do tej inicjatywy – dzięki niemu, obok zdjęć blogerek i innych użytkowników, znalazły się tam również profesjonalne fotografie z nietypowym komentarzem. To one stanowią dodatkowy, ważny głos w tym (uważanym przez wielu za dziwaczny) manifeście.
Życie bez filtra
Choć od kilku lat staramy się to odczarować, pokazując, że nieidealny, choć naturalny wygląd to prawdziwa kwintesencja piękna – to jednak cały czas daleko nam do pełnego sukcesu. Wciąż widzimy pełno plastiku, pozowanych zdjęć i stylizacji, które zmieniają ludzi nie do poznania. Taka akcja jak skin postivity jest z pewnością warta uwagi, by nabrać trochę dystansu, który wielu osobom może przywrócić pewność siebie.
A Wy, co sądzicie o tej inicjatywie? Bylibyście gotowi podzielić się swoim zdjęciem bez grama pudru, korektora i filtra?