Mniej więcej od pierwszego tygodnia listopada łapiemy pewną sezonową chorobę. Jej pierwsze znaki na pewno zauważymy po wizycie w marketach czy galeriach handlowych. To nic innego jak świąteczna gorączka – ale spokojnie, zawsze mija pod koniec roku. Jej znane objawy to mania zakupów i gotowania, przygotowywanie się na bożonarodzeniowy small talk i okrutne przejedzenie. Ale czy wiemy dostatecznie dużo o naszych polskich świętach? Sprawdźcie, dlaczego Wigilię obchodzi się u nas tak, a nie inaczej.
Spis treści
Wigilia jest fit!
Królową wigilijnego stołu jest oczywiście ryba. Jemy smażone karpie, podajemy je w galarecie lub już kultowo – po grecku. Ale skąd wziął się ten zwyczaj? Historia dotyczy oczywiście postu. Chrześcijanie odmawiali mięsa, aby oczyścić swoją duszę i ciało. Proces trwał podczas świątecznych przygotowań, a w średniowieczu obejmował nawet do 200 dni! W Polsce jadano chętnie ryby morskie i słodkowodne, a ich białe mięso spełniało postne warunki. Kuchnia wigilijna serwowana przez Polaków przypadła gustom wielu Europejczyków i rozsławiła tradycję rybnych świąt. Takie wigilijne menu to również dobra wiadomość dla tych, którzy dbają o zdrową dietę – nasza świąteczna kolacja to tylko 2400kcal!
Ale skąd przypłynął karp?
Umówmy się – karp, czyli nasz polski łosoś wśród łososi, nie jest jednak darzony tak dużą sympatią. Nie jest też częstym gościem na niedzielnym stole. Skąd więc krwawe bitwy o dorodne filety i miejsce VIP na polskiej wigilii? Kiedyś karp dzielił sławę ze śledziem czy łososiem, jednak w czasach PRLu minister przemysłu i handlu, Hilary Mincel, spopularyzował hasło ,,Karp na każdym wigilijnym, polskim stole’’ a w latach 50. i 60. rozpoczęto otwieranie masowych hodowli tej ryby. Nagle z dostępnością karpia nie było najmniejszego problemu, więc szybko zyskał miano supergwiazdy Bożego Narodzenia.
Wigilijna dwunastka
Jeszcze nigdy nie wygrałam z wigilijną dwunastką! Założę się, że wielu z nas nie jest w stanie spróbować wszystkich potraw. A jednak co roku pilnujemy, by było ich właśnie tyle. Skąd 12 potraw na wigilijnym stole? Jest kilka teorii. Analizując nasze słowiańskie korzenie, liczba miała honorować przesilenie zimowe i przyrządzanych było tyle potraw, aby celebrować udane zbiory. Wydarzenie zbiegało się akurat z chrześcijańską wigilią. Inna teoria wskazuje natomiast na liczbę apostołów, a było ich 12. Historycy natomiast podają, że tradycja może dotyczyć bogatych warstw średniowiecznego, polskiego społeczeństwa. Magnaci, szlachcice i bogate rody za pomocą 12 potraw podkreślały swój majątek.
Rwaki, pamuła i bałkuchy
Obficie zastawiane stoły w święta Bożego Narodzenia zdają się mieć wszystko, czego dusza zapragnie. I co zdołamy wymyślić. A jednak co region to obyczaj. Wariantów wigilijnego menu jest wiele, a mieszańcy Mazowsza niekoniecznie muszą dogadać się z Małopolanami! Mamy więc rwaki – kopytka z kapustą i grzybami, moskole – podpłomyki z ciasta ziemniaczanego czy pamułę – słodko-słony barszcz ze śliwek. Pomorze i Kaszuby ugoszczą nas natomiast sękaczem, zwanym Bałkuchem czy brzadową zupą – wywarem z suszonych gruszek.
Przekraczajmy granice, próbujmy nowego, rozszerzajmy nasze wigilijne smaki, bo historia bożonarodzeniowego menu jest bogata! A jeżeli 24. grudnia zabraknie Wam tematu do rozmowy z Waszym kuzynem od strony siostry ciotki Waszego stryja to… zawsze możecie opowiedzieć mu, skąd właściwie wziął się ten karp 🙂