Do tego, że „Last Christmas” zaczyna sączyć się z głośników w marketach i centrach handlowych już w kilka dni po Wszystkich Świętych, zdążyliśmy się już chyba wszyscy przyzwyczaić. Ta listopadowa uroczystość do niedawna stanowiła swoistą „granicę”, po zakończeniu której można już było zmieniać dekorację i wprowadzać świąteczny asortyment. I chociaż w opinii wielu osób to i tak było za wcześnie, to jeszcze było to do zaakceptowania. Ale jakież było moje zdziwienie, kiedy zauważyłam, że już we wrześniu czy październiku ze sklepowych półek zaczęły na mnie łypać czekoladowe figurki Mikołajów, Elfów i Bałwanków…
Spis treści
Czy w tym szaleństwie jest metoda?
Jest dla mnie coś bardzo smutnego w tym, że Boże Narodzenie stało się marketingową machiną do napędzania sprzedaży. Nie ma według mnie wystarczająco logicznego uzasadnienia dla tego, by wprowadzać świąteczne produkty do asortymentu wtedy, kiedy jeszcze jesień nie zdążyła się na dobre rozkręcić. Oczywiście spece od marketingu by się ze mną nie zgodzili. Według nich duże sieci działając w ten sposób mają na uwadze dobro klientów. Dostępność artykułów świątecznych na kilkanaście tygodni przed Gwiazdką ma konsumentom ułatwić wybór, zapewnić spokój i pomóc lepiej zaplanować budżet na związane z organizacją Świąt wydatki. Ale czy naprawdę jako dorośli ludzie nie jesteśmy w stanie tego zrobić samodzielnie? Przez wiele lat się to udawało, więc dlaczego miałoby się nie udać teraz, kiedy mamy tak duże możliwości?
Magia Świąt blednie
Ze swojego dzieciństwa zapamiętam okres przedświąteczny jako czas absolutnie magiczny. Choć grudniowe dni dłużyły się w nieskończoność, to oczekiwanie najpierw na Mikołajki a potem na Gwiazdkę było wypełnione radością i ekscytacją. Cieszyło wszystko – zapach mandarynek, czekoladki adwentowe, świąteczne reklamy i programy telewizyjne, w których puszczano piękne piosenki o Świętach. Ale to wszystko działo się wtedy, kiedy dziać się powinno. Według prof. Waldemara Kuligowskiego, antropologa z UAM w Poznaniu, to, że obecnie jesteśmy „atakowani” Bożym Narodzeniem przez kilkanaście tygodni, może odnieść taki skutek, że wszystko, co z nim związane, zwyczajnie nam zbrzydnie, spowszednieje, a wręcz może zacząć nas drażnić. Ciekawą rozmowę na ten temat przeprowadził z naukowcem dziennikarz radia RMF FM Marcin Jędrych, a z jej fragmentami można zapoznać się tutaj.
A jakie jest Wasze zdanie? Lubicie sobie planować świąteczne zakupy z aż takim wyprzedzeniem, czy jesteście zdania, że Mikołaje we wrześniu to jednak przesada?