Dlaczego w polskich miastach za miejsce właściwe do odpoczynku uznaje się betonowy plac bez grama cienia? Dlaczego podejmowane są tak bezsensowne decyzje? Dlaczego masowo wycina się drzewa i betonuje, co się da, a potem wmawia mieszkańcom, że oto właśnie zyskali idealne miejsce do relaksu w ciepłe letnie popołudnie?
Warszawska „miejska strefa relaksu” na Placu Bankowym, czynna zaledwie do 1 września, to jeden z najgłośniejszych przykładów ostatnich tygodni. Są miejsca do siedzenia, ławki do parkouru, donice z roślinami…. Ta przyjemność kosztowała miasto aż 920 tysięcy złotych. Mieszkańcy pytają: dlaczego tak drogo? Dlaczego właśnie tam? W pobliżu znajduje się przecież także Ogród Saski, znacznie lepiej nadający się do wypoczynku niż betonowy plac przy ruchliwej Marszałkowskiej.
Jeden z najgłośniejszych, ale zaledwie przykład. Takich sytuacji jest wiele w całym kraju.
Spis treści
Pustynizacja
Wszystko zaczyna się od magicznego hasła „rewitalizacja”. To właśnie po jej przeprowadzeniu z miejskich rynków (i nie tylko) znikają setki drzew, czyli zdrowy, naturalny cień. Główne place i ulice zmieniają się w betonowe patelnie, na których upały są jeszcze bardziej dotkliwe. Wtedy miasta „walczą z wysokimi temperaturami” i wydają kolejne pieniądze na kurtyny wodne. A te pomagają jedynie doraźnie. Bez cienia drzew to bardziej pudrowanie rany. I to takiej, którą samo miasto sobie zadało.
A może warto?
Warto się zastanowić, skąd biorą się takie decyzje. To przejaw braku wiedzy o podstawowych prawach fizyki czy raczej oderwania od rzeczywistości? A może to jednak ma sens?
Załóżmy więc, że chodzi o te niebezpieczne stare drzewa, które są zagrożeniem, przewracają się i niszczą. Owszem, to byłby jakiś argument. I może nawet przekonałby mnie, gdyby nie to, że w moim mieście, w Częstochowie, kilka tygodni temu spróchniały konar spadł na rowerzystów na Promenadzie Niemena – najważniejszej parkowej alei w mieście. Zaskoczenie? Do tej pory masowo wycinane były wyłącznie drzewa w dobrym stanie. Zniknęły z Alej NMP, które wiodą na Jasną Górę, dawniej pięknie zielonych, usunięto je z głównego placu Częstochowy – Biegańskiego – a ostatnio także z ulicy Piłsudskiego, gdzie w absolutnie w niczym nikomu nie przeszkadzały… Dopóki nie zaczęto budować centrum przesiadkowego.
To może zdaniem władz miasta trudniej zadbać o trawę niż o beton? Może płaską powierzchnię łatwiej wyczyścić? Cóż, znowu nie. I tu ponownie niech przykładem będzie Częstochowa, gdzie na sprzątanie Alej NMP wydano pół miliona złotych, a plamy na bruku jakoś pozostały, nieco tylko jaśniejsze. Czy sprzątanie trawników pod drzewami byłoby również aż tak kosztowne i bezskuteczne?
PRZECZYTAJ TEŻ: Polski deweloper zamiast wyciąć 29-tonowe drzewo, po prostu je przesadził. Oby więcej takich!
Czy w takim razie chodzi tylko o chęć wypełnienia obietnic o inwestowaniu w miasto, ale w taki naprawdę widoczny sposób? Może władze chcą wyraźnie zademonstrować, że się nim interesują i aktywnie je zmieniają? Tylko to trochę tak, jakby samemu podbić sobie oko, by otrzymać trochę zainteresowania od ludzi wokół…
Na placach z betonu nie ma odrobiny powietrza
Tymczasem żyjemy w coraz bardziej jednowymiarowych i płaskich miastach. Ani to ładne, ani praktyczne. Otaczający nas bruk i beton w letnie dni nagrzewa się do granic. Możesz to łatwo sprawdzić – spróbuj pospacerować po tzw. rewitalizowanym placu i po pełnym drzew parku w upalny letni dzień. Gdzie czujesz się lepiej i bardziej komfortowo? Gdzie jest chłodniej?
Wysokie temperatury stały się w ostatnich latach tak bardzo dotkliwe między innymi właśnie z powodu bezsensownych rewitalizacji. Albo raczej: degradacji zielonych płuc miast. Pytanie tylko, czy możemy to jeszcze zatrzymać.