Zawodowy świat wywrócił się względem przeszłości do góry nogami. Kiedyś chciało się być w dorosłym życiu strażakiem, astronautą czy piłkarzem. A dzisiaj? Dzisiaj dzieciaki marzą o karierze gamera.
Spis treści
Bednarz i Social Media Specialist
Obie nazwy ze śródtytułu to zawody. Śmieszne, prawda? Postęp naszej ziemskiej cywilizacji szalenie namieszał na zawodowym rynku. Stworzyliśmy tyle nowych miejsc pracy, że czasami sam nie rozumiem sensu niektórych z nich. A co dopiero mają powiedzieć ludzie starszej daty?
Jako prawie-studenta często pyta się mnie, kim niedługo zostanę. O ile z przyjaciółmi czy rodzicami łatwo o tym porozmawiać, o tyle na tak zadane pytanie ciężko mi już odpowiedzieć babci. Jak wytłumaczyć ludziom pamiętającym nieznane mi profesje rzemieślnicze, że chciałbym piastować stanowisko Traffic Managera, Front-end Developera czy Junior SEM&SEO Specialist? Awykonalne, rzekłbym.
A nowych zawodów wciąż przybywa. Dzisiaj można być np. zawodowym graczem. I to nie w piłkę nożną. Nie w kosza i nie w hokeja. W grę komputerową, proszę Państwa.
Kształcenie pro-gamerskie
Od kilku lat można już spotkać licea i technika z ofertą klas o profilu e-sportowym. Owe „e” symbolizuje przeniesienie rozgrywek do cyfrowego świata, którym dzieci XXI wieku są do granic przesiąknięte. System PEGI, który w teorii ma ograniczać dostępność strzelanek i innych gierek (a to procentowo spora część e-świata) dla dzieci, już dawno przestał spełniać swoją rolę. Konsolę ma co drugi młody człowiek, a na korytarzach podstawówek kwitnie barter: dam Ci Fifę, przynieś Fortnite!
Nie wiem, czy wiecie, ale w świecie graczy organizuje się zawody podobne do piłkarskich mistrzostw. Dotarcie do tego etapu w karierze gracza stanowi sen każdego zapalonego gamera, od tych na metr-dwadzieścia wysokich począwszy. Słynny jest choćby turniej w LOL’a. Finał Mistrzostw Świata to impreza najwyższej rangi, organizowana na wielkich stadionach przy udziale publiczności. Nagrodą za zajęcie 1. miejsca w turnieju jest MILION DOLCÓW.
Chciałem zapytać, co motywuje młodych ludzi do edukacji pro-gamerskiej. Po co grają i dlaczego chcą związać z tym swoją przyszłość, ale… Chyba znaleźliśmy już odpowiedź. Absurdalnie wysokie nagrody wydają się prać mózgi młodych graczy i ich rodziców.
Kubuś, jedziemy! O 14:00 masz lekcje z Fortnite’a!
Tak wołają do dzieci ich rodzice w USA. The Wall Street Journal donosi, że rynek e-sportu ma się tam, za oceanem, całkiem dobrze. Uczelnie oferują dla najlepszych graczy w poszczególnych tytułach stypendia, powstają strony zrzeszające trenerów dla graczy (tu przykład), a rodzice wywierają na dzieciach presję, żeby grały lepiej. Płacą od 15 do 35$ za godzinę korepetycji z Fortnite.
W rozmowie z dziennikiem wypowiadają się, że zapisanie dziecka na lekcje z Fortinte, które jest fenomenem ostatnich miesięcy, nie różni się dla nich niczym od inwestowania w lekcje szachów czy treningi tradycyjnego sportu. Liczą na to, że ich dzieci zostaną w przyszłości profesjonalnymi graczami, a trafiając z turnieju na turniej wespną się po cyfrowej ścieżce kariery na sam szczyt, zapewniając sobie godziwe życie przed „plejką” do końca swoich dni. Problem w tym, że gaming to śliska sprawa.
Naciśniesz zły przycisk i już. Game Over
E-sport jest, jak dla mnie przynajmniej, jednym z najbardziej niepewnych zawodów świata. To hobby, to widowisko, to rozrywka i odskocznia, ale nie zawód.
Producenci Fortnite deklarują, że w ich grę gra około 125 milionów osób na całym świecie. Ilu z nich wygra w turnieju? Dwóch, trzech, dziesięciu? Ktoś powie, że to działa przecież w ten sam sposób, co piłka nożna. Trenuje wielu młodych piłkarzy, a tylko pewien odsetek z nich trafia do płatnych rozgrywek i osiąga sukces. Widzę to trochę inaczej.
Ci, którzy nie opuszczą miejskiej drużyny futbolowej, zyskują przynajmniej kondycję, wspomnienia, umiejętności… Taki gracz wyjdzie w przyszłości z synem na boisko i pokaże mu, co znaczy grać w gałę. A gamer? Pomacha przed synem swoim wytrenowanym kciukiem? Pokaże przekrwione oczy i zdjęcie z kamerki internetowej? Sport i e-sport to nie ta sama kategoria. Wyobraźcie sobie streaming meczu z Fortnite w telewizji. Już? Ja przełączyłem na M jak Miłość, nie umiem się zafascynować cudzą rozgrywką w grę. Być może niektórzy potrafią, ale nie ja. Nie widzę w e-sporcie przyszłości.
Gry komputerowe są świetne – ale do prywatnej rozgrywki w kontrolowanych ilościach. Jako dziecko, jako rodzic, jako człowiek, bałbym się postawić życiowe karty na gaming. Niektórym to niestraszne… Świat zwariował, czy to ja przestałem za nim nadążać?