Koronawirus na dobre zmienił otaczającą nas rzeczywistość. Ze względu na zamknięte kina, teatry czy dyskoteki, przedstawiciele branży rozrywkowej muszą odnaleźć się w zupełnie nowych okolicznościach. A że życie nie lubi próżni, w ostatnim czasie rosnącą popularnością cieszą się kina samochodowe. Czy oglądanie filmu z prywatnego pojazdu, zyska ponownie po wielu latach uznanie szerszej publiki?
Jak zapewne większość z Was wie, kina samochodowe są już dość starym wynalazkiem. Początków takich pokazów możemy doszukiwać się w latach 30. ubiegłego wieku, a ich historię bardzo ciekawie opisał w swoim artykule Mariusz Zmysłowski z Autokult.pl.
Spis treści
Z miłości do mamy
Tak jak większość ciekawych wynalazków, kino samochodowe powstało z potrzeby chwili. A dokładnie z potrzeby matki Richarda Hollingsheada, która ze względu na swoją ponadprzeciętną otyłość i gabaryty nie mogła komfortowo oglądać filmu w tradycyjnym kinie.
Kochający syn wziął więc sprawy w swoje ręce, wywiesił prześcieradło w ogrodzie, a na masce samochodu umieścił projektor Kodaka. Po wielu testach ustawień ekranu i nagłośnienia, Hollingshead opatentował swój wynalazek i w czerwcu 1933 roku otworzył pierwsze kino samochodowe.
Z opisu Mariusza Zmysłowskiego wyraźnie widać, że jak na tamte czasy, było to naprawdę duże przedsięwzięcie.
„Mieściło ono 400 pojazdów, a filmy wyświetlane były na ekranie o rozmiarze 15 na 12 metrów. Inwestycja pochłonęła 30 tys. dolarów. Za każdy samochód i za każdą osobę Hollingshead pobierał opłatę w wysokości 25 centów. Jego kino funkcjonowało przez trzy lata”.
Olbrzymie zainteresowanie kinami samochodowymi utrzymywało się nieprzerwanie do lat 60., gdy na skutek kryzysu paliwowego i pojawienia się kaset VHS, takie plenerowe pokazy stały się rozrywką dość mocno niszową.
Pomógł koronawirus
W ostatnich latach możemy zaobserwować ponowne zainteresowanie kinem samochodowym ze strony sporej grupy entuzjastów, także w naszym kraju. Nie bez znaczenia jest też pomoc koronawirusa – cichego zabójcy wielu innych rozrywek.
https://www.instagram.com/p/CAcRvOjgJi0/?utm_source=ig_web_copy_link
Dziś kina samochodowe zaczęły coraz szczelniej wypełniać pustkę po zamkniętych sieciowych multipleksach. Obecnie na seans samochodowy możemy udać się w większości polskich miast: w Poznaniu, Krakowie, Warszawie czy Łodzi, a ceny biletów bliźniaczo przypominają te, które znamy z kin tradycyjnych.
Na repertuar również nie mamy prawa narzekać. „Sala samobójców”, „Boże Ciało” czy „Pulp Fiction” to tylko niektóre wyświetlane w tym tygodniu produkcje.
Chwilowa fascynacja?
Na koniec pojawia się pytanie czy kina samochodowe ponownie mogą zyskać uznanie szerszej widowni? Statystyki z ostatnich dni pokazują, że ich reaktywacja była strzałem w dziesiątkę, jednak ja nie wróżę temu pomysłowi długofalowego sukcesu.
Owszem, dla wielu z nas może to być obecnie jedna z nielicznych form rozrywek i ciekawa alternatywna na spędzenie wolnego czasu, jednak moim zdaniem kino – i to w każdej formie – będzie przeżywać w przyszłości swoje gorsze chwile. Dlaczego?
Stajemy się coraz bardziej wygodni. Dziś próżnię po seansach na dużym ekranie skutecznie wypełniają Netflix, HBO GO czy inne platformy wideo. Wielu z nas ma też coraz lepszy sprzęt zapewniający niezapomniane doznania audiowizualne, co również nie zachęca do przebijania się przez pół miasta, aby obejrzeć film.
Ucierpią na tym kina tradycyjne, a koniec końców stracą i samochodowe.