Na tym świecie pewne są tylko śmierć, podatki i… bezdomni na krakowskich Plantach. Parafraza słów Benjamina Franklina nie jest tu żadnym nadużyciem, ponieważ osoby bezdomne stają się dla nas szczególnie widoczne w wakacje. Wulgarne libacje alkoholowe, nachalne zaczepianie przechodniów czy potrzeby fizjologiczne załatwiane bezpośrednio na ławkach. Dlaczego sami stworzyliśmy sobie to piekło?
Mimo poprawiających się warunków życia w Polsce, bezdomność nadal jest olbrzymim problemem społecznym. W naszym kraju żyje ponad 30 tys. osób, które nie mają swojego dachu nad głową. Aby móc żyć z dnia na dzień, osoby bezdomne udają się zazwyczaj do dużych miast, gdzie szanse „na zarobek” są największe.
Prawdziwą stolicą bezdomności jest Kraków, a dokładnie Planty – miejski park otaczający Stare Miasto. Według aktualnych szacunków w Grodzie Kraka żyje ok. 2 tys. bezdomnych, z czego aż 1,5 tys. to osoby spoza miasta. Jak magnes przyciągają ich zasobne portfele turystów i mieszkańców.
Spis treści
Zgubne skutki pobłażliwości
Jeszcze do niedawna wszystko wyglądało tak jak zwykle. Mogę nawet powiedzieć, że można było się przyzwyczaić. Nieśmiałe zaczepki o pieniądze (nawet w języku angielskim), spożywanie alkoholu w miejscach publicznych, pobłażliwe interwencje straży miejskiej.
Wszystko zaczęło zmieniać się w ostatnich miesiącach. Nieśmiałe zaczepki coraz częściej kończą się agresywnym wyłudzaniem, atakowane bywają nawet kobiety z małymi dziećmi, które w obawie o swoje bezpieczeństwo wolą oddać te kilka złotych. Patrole służb mundurowych w parku też jakby stały się rzadkością.
Żadna praca nie hańbi?
Chociaż bezdomni czują się coraz bardziej bezkarnie, wciąż nie brakuje osób, które z dobroci serca decydują się okazać im pomoc. Niestety akcje społeczne przynoszą więcej szkody niż pożytku. Darmowe rozdawanie zupy na Plantach, mimo szczytnych zamiarów organizatorów, przypomina jedną wielką imprezę, która – jak na dobrą imprezę przystało – jest mocno zakrapiana alkoholem, a jej uczestnicy dalecy są od skrywania butelek niczym maturzyści na studniówce.
PRZECZYTAJ TEŻ: Nie spal życia na starcie – mocna kampania pokazuje, że nie warto sięgać po pierwszego papierosa
Skończyć z tym procederem chciał jeden z krakowskich radnych, który oznajmił, że trzeba oddać Stare Miasto mieszkańcom i turystom. Zdobył się przy tym na gest i z własnej kieszeni zaoferował pięciu bezdomnym pracę. Za sprzątanie Plant mieli dostawać 20 złotych netto za godzinę oraz po 10 groszy za każdą zebraną butelkę.
Uczciwy deal, prawda? Sam pamiętam, jak w czasach studenckich dorabiałem za około 1/3 tej stawki. Być może będzie to dobrze zasiane ziarno, które zaowocuje podjęciem stałego zatrudnienia i wyjściem na prostą? Nic z tych rzeczy. Jak wielkie musiało być zdziwienie pana radnego, gdy mimo szumnych deklaracji, na miejscu zbiórki pojawił się tylko jeden kandydat, który zrezygnował z pracy po 30 minutach…
Pomagajmy z głową
Niestety, przyzwyczailiśmy bezdomnych do tego, że wszystko im wolno i wszystko należy im się za darmo. Ktoś powie: „To też są ludzie i trzeba ich traktować po ludzku”. To prawda, sam jestem pierwszą osobą, która uważa, że bezdomnym trzeba pomagać. Wielu z nich nie żyje na ulicy z własnego wyboru. Wypadki, choroby, kłopoty rodzinne, może lichwiarska pożyczka – ile osób, tyle scenariuszy, a każdy człowiek to osobna historia. Nie oczekujmy jednak, że bezmyślne rozdawnictwo cokolwiek zmieni.
Jeżeli pomoc ogranicza się wyłącznie do darmowego posiłku, to ta osoba będzie za rok dokładnie w tym samym miejscu. Trzeba dać wędkę, a nie rybę.