Czym właściwie jest situationship? To określenie opisujące relację częściowo przypominającą friends with benefits a częściowo stały związek. To układ przynoszący cierpienie co najmniej jednej ze stron – dlaczego więc istnieją osoby, które w nim tkwią? Przyczyn jest kilka. Przyjrzyjmy się situationship – relacji na przeczekanie, zwanej również niby związkiem. Zapraszam do lektury!
Spis treści
Situationship – taki niby związek
Termin situationship odnosi się do relacji, która z pozoru może przypominać standardowy związek, ale ciężko jest ją w pełni tym mianem określić. Dwie osoby zachowują się jak para – no właśnie „jak”, bo situationship to niby związek. Ta relacja nie jest klarowna, a jednej z jej stron, nie łącza zobowiązania względem drugiej. Przynajmniej w teorii może ona więc równolegle nawiązywać kontakty intymne z innymi osobami, a nawet zacząć kolejny związek. Nie musi również martwić się kwestiami takimi jak spędzanie obiadków z rodziną czy snuciem wspólnych planów na przyszłość. Czy to moralne? No nie do końca – bo druga strona takiej relacji traktuje ją w inny sposób. Ok, ale dlaczego ona w ogóle wchodzi w taki układ?
Strefa komfortu i dyskomfortu w jednym
Człowiek jest istotą społeczną, dlatego zazwyczaj dąży do bliskości drugiej osoby i dlatego związek jest dla niego przystanią, strefą komfortu. Problem jednak pojawia się w momencie, kiedy do bliskości tej dążymy za wszelką cenę, nie uwzględniając własnej intuicji i czerwonych flag. W ten sposób zamiast w wymarzonej strefie komfortu lądujemy w strefie dyskomfortu. W sytuacji, w której nie mamy stuprocentowej pewności czy faktycznie jesteśmy, czy jednak nie jesteśmy w związku.
Kto pakuje się w taki model związku?
Po pierwsze są to osoby, które ślepo kochają i czekają w nieskończoność w ślepej wierze, że ich partner czy partnerka zmieni podejście i w końcu się określi. To one najbardziej cierpią w takiej relacji, jednak podłożem tego bólu są przede wszystkim ich własne oczekiwania względem świata a w szczególności bliskich osób. Druga grupa to osoby toksyczne, które świadomie wykorzystują te pierwsze uczuciowo. Z kolei jeszcze kolejna to te, które mają problem z jasnym wyrażeniem uczuć lub stawianiem granic – czyli z jakiegoś powodu unikające zaangażowania, ale nie umiejące wprost o tym powiedzieć. Cóż – pisząc to, dochodzę do wniosku, że choć rozpoczynanie związku od „czy chcesz ze mną chodzić?” dla większości z nas zakończyło w czasach, kiedy nie znaliśmy jeszcze pojęć typu situationship czy friends with benefits to uważam, że takie jasne postawienie spraw nieraz znacznie ułatwiłoby życie.
Przyjaciele z benefitami a związek na przeczekanie
Twórca kanału „Nie wiem, ale się dowiem”, podjął temat i porównuje specyfikę situationship i przyjaźni z benefitami.
Jako podstawową różnicę pomiędzy obiema tymi relacjami autor podaje klarowność i jasność komunikacji, z czym nie sposób się nie zgodzić. Człowiek w życiu przechodzi różne etapy – często również i takie, w których nie jest gotowy na stały związek. Z drugiej jednak strony wchodząc w jakąkolwiek relację, nie można być nieszczerym z uwagi na szacunek do drugiej osoby – no, chyba że chcemy ją wykorzystać. Dlatego nie lubię, ale jeżeli miałbym oceniać, to przyjaźń z benefitami uznam za relację pozytywną, a situationship za negatywną – właśnie przez nieszczerość względem partnera. To prawda – obie te relacje kończą się często złamanym sercem. Jeżeli jednak od początku stawiamy sprawę jasno, to nie mamy prawa obwiniać się tym, że nie spełniliśmy czyichś oczekiwań.
Warto więc uczyć się szczerze mówić o swoich uczuciach. Kończąc dodam, że warto także dbać o to, by dobrze czuć się w swoim własnym towarzystwie. Związek powinien być przystanią, ale nie jedyną opcją na to, by poczuć się dobrze, bo właśnie dzięki takiemu podejściu pakujemy się w niby związki oraz wiele innych dziwnych form zależności.