Kontrowersje dotyczące warszawskiej Strefy Czystego Transportu nie cichną. Urzędnicy planują, że nowe przepisy zostaną wprowadzone od wakacji 2024 roku. Według ostatnich ustaleń strefa będzie szersza, niż zakładały pierwotne plany. Planowane zmiany wzbudzają wśród Warszawiaków spore emocje. Jedni nazywają je zamachem na wolność osobistą, inni zgadzają się z tym, że to krok w stronę poprawy jakości życia mieszkańców miasta. Kto ma rację?
Spis treści
O co chodzi z tymi strefami?
Strefy Czystego Transportu to jeden z elementów strategii mającej na celu poprawę jakości powietrza, jakim oddychają mieszkańcy dużych miast. Zamysł jest taki, aby w określonych strefach ograniczyć możliwość przemieszczania się samochodów, które nie spełniają odpowiednich norm emisji spalin.
Głównymi niepożądanymi w centrach miast samochodami są pojazdy z silnikami diesla oraz stare samochody benzynowe. Pierwszy etap tworzenia Stref Czystego Transportu ma dotyczyć samochodów z silnikami benzynowymi starszych niż 27-letnie i silnikami dieslowskimi starszych niż 18-letnie. W ten sposób wykluczone zostanie jedynie 2% pojazdów. W kolejnych latach normy mają być jednak coraz bardziej restrykcyjne. Jakie są plany?
- 2026 – ograniczenia obejmą 9% pojazdów
- 2028 – ograniczenia będą dotyczyły 16% pojazdów
- 2030 – do strefy nie wjedzie 23% pojazdów
- 2032 – do SCT nie wjedzie 27% pojazdów
Zasady dotyczą nie tylko samych Warszawiaków, ale również osoby odwiedzające stolicę. Miasto planuje jednak ulgi – m.in. dla seniorów oraz dla osób mieszkających w obrębie strefy.
Ale właściwie to dlaczego mam się podporządkować?
Wszyscy wiemy, że powietrze, którym na co dzień oddychamy, ma ogromne znaczenie dla naszego zdrowia i samopoczucia. Wiedzą o tym doskonale mieszkańcy dużych miast, którzy w sezonie zimowym po wyjściu na zewnątrz odczuwają pieczenie oczu i drapanie w gardle. Sama idea projektu jest więc słuszna. I choć w teorii badania wykazały, że plan wprowadzenia SCT do Warszawy spotkał się z poparciem 70% mieszkańców, to głosy protestujących osób słychać coraz głośniej.
Wśród nich jest również Filip Chajzer, który po wprowadzeniu zmian nie będzie mógł jeździć do pracy swoim niemal 30-letnim Mercedesem. Mieszka blisko centrum, ale jednak poza strefą, przez co nie obejmą go ulgi dotyczące mieszkańców.
Buntuje się coraz więcej osób, których nowe przepisy będą dotyczyły bezpośrednio. I pół biedy, jeśli problem dotyczy jedynie sentymentu do starego samochodu. Ale biorąc pod uwagę ceny samochodów i to, że jako społeczeństwo wcale nie jeździmy coraz nowszymi pojazdami, sytuacja nie przedstawia się już tak różowo. Wiele osób będzie musiało kupić nowy samochód, a zwyczajnie ich na to nie stać. I tak – wiele z tych osób może korzystać z komunikacji miejskiej. Ale są też tacy, którzy nie mogą, a wprowadzone zmiany będą miały ogromny wpływ na ich życie.
Tempo planowanych zaostrzeń przepisów jest zawrotne – do 2032 roku zostało dosłownie kilka lat! Więc choć z łatwością można zauważyć plusy tego projektu i dbałość o środowisko powinna być dziś naszym priorytetem, to trudno się też dziwić, że tak wiele osób jest przeciwnym tak restrykcyjnym i szybko postępującym zmianom. Jak to więc jest z tym projektem – to zamach na jednostkę czy dbanie o wspólne dobro?