Dlaczego kupiłeś samochód elektryczny? Gdyby zadać to pytanie ich szczęśliwym posiadaczom, jedni wskazaliby na kwestię prestiżu, inni zaś na odpowiedzialne podejście do ekologii. Dla wielu nie bez znaczenia byłyby też liczne przywileje np. możliwość jazdy buspasami czy darmowe parkowanie w strefach płatnego parkowania. Nic jednak nie trwa wiecznie. Wygląda na to, że wraz ze wzrostem popularności „elektryków”, liczba przywilejów będzie maleć.
Takie wnioski można wysnuć po przeczytaniu niedawnego wpisu na blogu Auto Motor i Sport (kliknij tutaj i dowiedz się więcej). Michał Szymaczek poinformował właśnie, że PKN Orlen – znany ze sporych inwestycji w rozwój sieci stacji ładowania samochodów elektrycznych – rezygnuje z bezpłatnego udostępniania stacji swoim klientom.
A skoro już trzeba zapłacić, to trzeba zapłacić sporo. Nie będę się tutaj wdawał w szczegóły, ponieważ wszystkie informacje znajdziecie w powyższym wpisie, jednak skoro taniej może wynieść nas podróżowanie samochodem napędzanym benzyną, to opłacalność tego całego przedsięwzięcia wydaje się bardzo wątpliwa.
Spis treści
Metoda kija i marchewki
W tym miejscu chciałbym jednak skupić się na całym mechanizmie regulacji branży motoryzacyjnej, który jest klasycznym przykładem metody kija i marchewki. Z jednej strony straszy się nas kijami w postaci zapowiedzi tworzenia stref czystego transportu czy usuwaniem bezpłatnych miejsc postojowych. Z drugiej zaś mamy okazałe marchewki dla posiadaczy „elektryków”.
Problem korków w mieście znika na pstryknięcie palcem, ponieważ możemy podróżować buspasami, tak jak pojazdy MPK czy taksówki. Wyjazd do centrum miasta wcale nie musi wiązać się już z zostawieniem kilkudziesięciu złotych w parkometrze. Wystarczy zmienić samochód na ten ekologiczny i zupełnie bezpłatnie zaparkować w dogodnej dla siebie lokalizacji. Prawda, że wspaniale?
Wszystko ma swój koniec
Jeszcze do niedawna mógłbym tutaj dodać, że wystarczy kupić samochód elektryczny i zupełnie bezpłatnie naładować go na specjalnie przystosowanej do tego stacji Orlen. Teraz niestety nie jest to już możliwe i jestem przekonany, że podobnie będzie z innymi przywilejami.
Większa liczba „elektryków” oznacza większą liczbę pojazdów na buspasach, co w zasadzie wypaczy sens tej bądź, co bądź bardzo słusznej idei uprzywilejowania wybranych środków transportu.
Skoro większość z nas będzie miała e-pojazdy zniknie niezwykle skuteczny sposób do łupania nas po kieszeniach w postaci parkometrów. Czy naprawdę wierzycie, że ktoś na to pozwoli?
Niestety moim zdaniem właśnie tak będzie wyglądała motoryzacyjna przyszłość polskich miast. Pytanie tylko czy jest to kwestia lat czy może już tylko miesięcy?
Widząc żółwie tempo wzrostu popularności „elektryków”, zakładam, że jest to raczej kwestia lat…