Solidna warstwa śniegu raduje dzieci i wielu dorosłych. Taki widok to miła odmiana po latach pluchy i temperatury na plusie, przez które grudzień bardziej przypominał ostatnie dni października. Niestety, niektórzy traktują opady śniegu nieco zbyt optymistycznie, uznając je za dowód na koniec katastrofy klimatycznej. Nic bardziej mylnego, a oto dlaczego.
Spis treści
Spadł śnieg, więc klimat naprawiony?
Temat podjęła na swoim profilu Paulina Górska, znana z szerzenia wiedzy o klimacie i ekologicznym stylu życia. To, co publikuje, jasno pokazuje, że opady śniegu nie przeczą ociepleniu klimatu. Co więcej, są dowodem na istnienie problemu. Więcej przeczytacie w poście:
Zima kiedyś i dziś
Warto również zauważyć, że zima, którą mamy teraz w ogóle nie przypomina tej, którą pamiętają nasi rodzice oraz dziadkowie. Dawniej śnieg prószył już od połowy listopada i wiadomo było, że mróz nie odpuści aż do wiosny. Dla przypomnienia, tegoroczny październik był rekordowo ciepły i przechodziliśmy go w lekkich kurteczkach, co jeszcze 30 lat temu nie byłoby w ogóle możliwe. Zobaczcie sami:
Zwróćcie też uwagę na to, jaką sensacją stały się opady śniegu. Czy gdyby klimat miał się dobrze, wyczekiwalibyśmy ich na Boże Narodzenie? Nie, bo byłoby oczywiste, że w połowie grudnia na trawnikach leży gruba warstwa białego puchu. Tak samo nie pędzilibyśmy z dziećmi na sanki, żeby zdążyły zobaczyć śnieg, bo wiedzielibyśmy, że jeszcze zdążą się nim znudzić przez kilka miesięcy.
Także problem jest i nie ma co się łudzić, że opady śniegu zaprzeczają zmianom klimatu. Do zrobienia wciąż jest jeszcze sporo i im szybciej to zaakceptujemy, tym większa szansa, że święta znów będą białe, a jesień należycie chłodna, bez tropikalnych upałów.