Chcesz zjeść tanio i do syta? Wybierasz standardowe produkty, które często mają długie i nieciekawe składy. Wolisz sporo dopłacić, w dodatku za mniejszą gramaturę? Sięgasz po wszystko, co eko i bio. Oczywiście nie generalizujmy – produkty ekologiczne i pozbawione polepszaczy są super, ale bardzo łatwo złapać się na zwykłe, marketingowe sztuczki.
Spis treści
Sól himalajska, czyli różowe złoto
Nie ma chyba większej ściemy niż znana i lubiana sól himalajska. Prawdę o niej obnażyła nasza twórczyni, Paulina Górska. Autorka jest ekoedukatorką i blogerką, która uczy o życiu bardziej zrównoważonym oraz less waste. Uwielbiamy jej ekologiczne nowiny i wpisy, które pokazują, że jako społeczeństwo mamy naprawdę sporo do nadrobienia.
Sól himalajska zachwyca wyglądem i rzekomymi właściwościami. Przeraża jednak ceną. Czy warto wybierać ją zamiast naszej polskiej soli, np. kłodawskiej? Otóż nie! Ta sól nawet nie jest z Himalajów, a z północy Pakistanu. Jednak znacznie atrakcyjnie nazywać ją właśnie himalajską. Krążą o niej legendy, na przykład ta, że odkrył ją sam koń Aleksandra Wielkiego. Ma mieć cudowne właściwości, które leczą nawet 140 schorzeń. Prawda jest jednak taka, że zawarte w niej minerały występują w tak małych ilościach, że powinniśmy zjeść jej dziennie prawie dwa kilo, aby faktycznie zadziałały zdrowotnie.
Różowa sól tak naprawdę nie różni się bardziej od tradycyjnej soli. Do tego wydobywana jest ciężką, fizyczną pracą. Jej transport z Pakistanu jest niezwykle krzywdzący ekologicznie, a sama sól himalajska często nie jest tak czysta jak inne. Zdecydowanie lepiej więc wybrać nasze rodzime złoża soli, ponieważ są bogatsze w jod, a do tego znacznie tańsze…
Cukier brązowy czy trzcinowy?
Brązowy cukier to niestety kolejna eko ściema. O nim opowiedział Damian Bereda, YouTube’owy twórca, który wcale nie skreśla glutenu czy mięsa, a jest dietetykiem. Swoje doświadczenie zdobywał na studiach oraz kursach, a nawet podczas pracy w aptece. Z jego materiałów dowiecie się, dlaczego nie zawsze warto ufać marketingowcom.
Cukier biały pozyskujemy z buraków cukrowych, trzcinowy z trzciny, a ten wspaniały brązowy? Wcale nie z innej rośliny i również nie jakąś innowacyjną metodą. Cukier brązowy to nic innego jak zabarwiony melasą cukier biały. Marketingowcy świetnie to wymyślili. Najpierw wmówiono nam, że cukier trzcinowy jest znacznie zdrowszy, następnie aby obniżyć cenę, wymyślili cukier o tym samym kolorze, ale z barwnikiem. Więc płacimy uśrednioną cenę, ale nie dostajemy nic lepszego.
Warto wspomnieć, że każdy z tych trzech cukrów jest po prostu niezdrowy i może prowadzić do cukrzycy czy otyłości. Wymiana białego cukru na zabarwiony albo trzcinowy, to dokładnie to samo, białe zło.
Eko znaczy lepsze?
Czy produkty z ekologicznej półki są naprawdę lepsze i zdrowsze? To pytanie zadała kolejna twórczyni – Mum and the City. Autorka pisze o mniej standardowym modelu rodziny, które z powodzeniem praktykuje. Rola mamy czy żony nie jest dla niej pierwszoplanowa. Możecie również znaleźć ciekawe materiały dotyczące równouprawnienia i feminizmu.
Produkty eko czy bio powinny być z założenia lepsze. Warto jednak spędzić trochę więcej czasu przy zielonych półkach, aby zobaczyć, czy nie nabijają nas w butelkę. I tak dowiadujemy się na przykład, że produkt może nie zawierać cukru, ale za to całą masę innych, szkodliwych składników. Różnica jest taka, że zapłacimy za niego 4 razy więcej. Lubiane napoje roślinne nie mają laktozy, ale nadrabiają cukrem i zwykłą wodą. Zdrowe muesli jest fit i eko, ale wytworzone na oleju palmowym…
Czy należy przekreślić wszystkie takie produkty? Nie, ale trzeba zabrać się za czytanie etykiet. To na nich zobaczymy, co faktycznie znajdziemy w bio alternatywach. Wiele takich produktów to czyste chwyty marketingowe, które wyczyszczą nam kieszenie, a nic dobrego nie wniosą.
Niezłe jaja
A jak to jest z jajkami, które stanowią podstawę naszej diety? Temu tematowi przyjrzała się Agnieszka z bloga Kieruski – pełny wpis tutaj. Strona prowadzona jest przez nią i jej męża, a znajdziecie tam co nie co o parenting, kulinariach i po prostu życiu.
Wiele mówi się o wybieraniu jajek z oznaczeniem ,,zero’’, bo pochodzą od kur szczęśliwych i wolnych. No niestety producenci znaleźli luki prawne i jajka z marketów niczym nie różnią się od tych szczerze oznaczonych dwójką i trójką. Właściciele ferm dzielą ogromne ilości kurczaków na oddziały po 3 tysiące – wystarczy zwykła siatka. Tak upchany drób już spełnia eko normy. Podobne zabiegi dotyczą tych zielonych, ogromnych pastwisk. Kury może i są w ich pobliżu, ale często producenci karmią je zwykłą paszą, a te objedzone wcale nie wychodzą poza budynki. Także daleko im od tych szczęśliwych, wychodzących kurek. Oznaczenia eko i bio na opakowaniach sprawiają, że z automatu zakładamy, że jajka są naprawdę dobrej jakości.
Jaki morał z powyższych przykładów? Czytajmy etykiety! Bardzo łatwo teraz nagiąć prawo i doczekać się oznaczenia bio czy eko, ale to w składach i certyfikatach leży prawda. A jak już wydajemy więcej, to chyba lepiej sprawdzić, czy z sensem?