Uginające się pod ciężarem półki z ekożywnością, odzież z bawełny organicznej, strefy czystego transportu, pojazdy elektryczne – gdzie nie spojrzymy, tam współczesny świat chce zmieniać nasze codzienne nawyki i skłonić nas do bycia „eko”. Niestety bardzo często to wszystko z samą ekologią nie ma zbyt wiele wspólnego…
Spis treści
Zorganizowana grupa przestępcza
Wojciech Krzemiński z NaMasce.pl kilka dni temu słusznie zauważył, że walka o środowisko nierzadko przeradza się w walkę środowisk, która zaś coraz więcej ma wspólnego z samą polityką.
Dobitnym przykładem niech będą tutaj działania pewnej grupy „ekoterrorystów” (naprawdę trudno nazwać ją inaczej), która zniszczyła już 3000 samochodów, bo te – zdaniem jej członków – były za duże, a więc i znacząco szkodziły naszej planecie.
Aktywiści ekologiczni spuszczają powietrze z opon. Naliczono 3000 aut
Plany grupy, której nazwy nie wymienię, by nie robić jej reklamy, zakładają, że do końca roku podobny los spotka co najmniej 10000 pojazdów. Co więcej, nie straszne im żadne kary czy inne przeciwności losu, dlatego czytając powyższy wpis trudno o jakikolwiek cenzuralny komentarz nadający się do publikacji.
Blokada umysłowa
Szaleńców nie brakuje niestety także u nas, a flagowym przykładem z tego roku jest pozbawiony jakiejkolwiek logiki protest na krakowskich Alejach Trzech Wieszczów. Na blogu CowKrakowie.pl możecie zobaczyć z filmik z „popisem” grupy aktywistów, która całkowicie sparaliżowała niezwykle ważną drogę w mieście (kliknij tutaj i zobacz nagranie).
Żeby było śmiesznie, w gigantycznym korku stały nie tylko zwykłe samochody osobowe, ale także taksówki i komunikacja miejska, a więc i osoby, które często może właśnie ze względu na ekologię całkowicie zrezygnowały z posiadania własnego pojazdu.
Najważniejsze jednak, że osoby biorące udział w proteście trzymały baner z napisem „Ścinać CO2, nie drzewa”, bezpośrednio przyczyniając się tym samym, do olbrzymiej emisji spalin przez zablokowane samochody.
Można i mądrzej
Na całe szczęście obok całej tej bandy krzykaczy jest też spora grupa osób, które na temat ekologii co nieco wiedzą i choć z wieloma ich postulatami można się zupełnie nie zgadzać, dają przynajmniej nadzieję na przeprowadzenie jakiejkolwiek merytorycznej dyskusji.
Na przykład w Berlinie na poważnie rozważany jest pomysł, by ze stolicy Niemiec całkowicie usunąć samochody, a w zamian zaproponować miejscowej społeczności jeszcze lepiej rozwiniętą komunikację miejską.
Władze Berlina zagłosują nad projektem usunięcia aut z miasta. Pomysł powstał w barze
Z kolei w ubiegłym roku głośno było o pewnej idei księcia Arabii Saudyjskiej, który zamarzył sobie stworzenie miasta zupełnie pozbawionego dróg i samochodów. W zamian za to mieszkańcy mieliby otrzymać świetnie funkcjonujący transport publiczny i piękną przyrodę.
Ogłoszono stworzenie miasta bez dróg i aut: Wiadomo, gdzie powstanie! (Video)
Taki projekt miałby pochłonąć nawet 500 miliardów dolarów i choć na chwilę obecną nie sposób rokować czy uda się go zrealizować w całości czy może jest to wyłącznie jakieś nierealne marzenie opływającego w petrodolarach szejka, trudno odmówić mu rozmachu.
Polskie piekiełko
Kreowanie postaw proekologicznych ma to do siebie, że może być skutecznie realizowane wyłącznie wtedy, gdy ludzie widzą w nich dla siebie jakąkolwiek realną korzyść, najlepiej na już. A jako to wygląda w naszych miastach?
Niech pierwszy rzuci kamieniem ten, kto nie wsiadłby do samochodu z dzieckiem w deszczowy dzień, mając jako alternatywę podróż z trzema przesiadkami. Oczywiście również w korkach i najlepiej oczekując na przystankach pozbawionych wiaty, gdzieś na dalekich obrzeżach.
I żeby była jasność, wcale nie mam nic przeciwko dbaniu o naszą planetę. Uważam, że jest to konieczne, co więcej do zrobienia mamy wciąż naprawdę wiele. Nie zgadzam się jednak na żaden ekoterroryzm, który pod pozorem szczytnych haseł, wyłącznie uprzykrza nam codzienne funkcjonowanie.