W Polsce brakuje lekarzy, na wyspach elektryków i pielęgniarek, a w Japonii… ninja. Chociaż wynagrodzenie na tym stanowisku sięga tysięcy, japońskie miasteczko zmaga się z ich niedoborem. Traci na tym tamtejsza gospodarka.
Problem dotknął oddalonej od Tokio o 450 km Igi – miasta uważanego za miejsce narodzin japońskiej tradycji i profesji ninja. Sama Iga jest dosyć spora, liczy ok. 100 tysięcy mieszkańców, lecz na co dzień zmaga się z wyludnieniem.
Jedyną podporą dla gospodarki tego miasta jest organizowany od końca kwietnia do połowy maja festiwal, którego jedną z atrakcji są przebierańcy w strojach ninja. Event przyciąga corocznie nawet 30 tysięcy turystów, ale nawet to przestaje już wystarczać. W obliczu gwałtownego wzrostu największych japońskich ośrodków, wiejskie prowincje tracą w oczach przyjezdnych na atrakcyjności. Walka o odwiedziny trwa i będzie trwała, bo Kraj Kwitnącej Wiśni przeżywa wzrost w branży turystyki. Tylko w 2017 roku zawitało tam 29 milionów turystów! W Idze postanowiono, że potrzebne są nowe formy promocji.
Nadzieją ninja
Władze chciałyby postawić wszystkie karty na dorobek przodków, zapewniając miastu wzrost kontynuacją i spieniężaniem lokalnych tradycji. Praktycznie już to zrobiono, ale przedsięwzięcie nie ma pewnej przyszłości – rządzący nie mogą znaleźć chętnych do pracy jako ninja.
Ci mieliby być związani z drugim muzeum ninja, które burmistrz organizuje w budynku obecnego urzędu miasta. Pomysł jego budowy wsparł nawet rząd, finansując związane z tym potrzeby. Budżet jest więc spory i pensje dla pracowników też by takie były… ale nikt ich nie chce.
Ninja mogą zarobić od 23 do 85 tys. dolarów rocznie. Aby pracować jako wojownik trzeba przejść ciężki trening. Późniejsze zadania nie są dokładnie znane.
Praca ninja wymaga kilku wyrzeczeń, ale trzeba pamiętać, że wszystko jest dla ludzi. Jeżeli marzysz o niestandardowej pracy poza biurem, to może właśnie nadeszła okazja?