Jeśli nie podasz tego artykułu dalej, wszyscy stracimy dostęp do Internetu – mniej więcej tak zaczynają się internetowe łańcuszki, które angażują sobą ogromny odsetek internautów. Wierzą oni w magiczną moc udostępniania i jej realny wpływ na otaczający nas świat. Nie tak to działa.
Łańcuszki przypomniały o swoim istnieniu dosyć niedawno, kiedy na Facebooku masowo zaczęto publikować OŚWIADCZENIE. Niemal na pewno spotkałeś się z jego treścią na swojej tablicy lub słyszałeś w mediach, jeśli nie masz fejsa. Jeden z jego wariantów brzmiał tak:
Spis treści
Wielka groteska
Jeżeli przeczytałeś całe, gratuluję wytrwałości. Tekst jest do tego stopnia kuriozalny, że nawet przez myśl nie przeszłaby mi jego ponowna publikacja. Znaleźli się jednak tacy, którzy bez większego zastanowienia skorzystali z prastarej funkcji kopiuj-wklej i posłali swoje OŚWIADCZENIE do siedziby Facebooka. W ten sposób przez około dwa tygodnie internauci twierdzili, że OSTATECZNY TERMIN JEST DZISIAJ i ostrzegali Facebooka, że każde niezastosowanie się do oświadczenia będzie karane zgodnie ze… statusem Rzymu, który tyczy się wyłącznie zbrodni, a z ochroną danych osobowych nie ma nic wspólnego.
Brak mocy prawnej
OŚWIADCZENIOM brakuje nie tylko sensu, ale i mocy prawnej. Bez względu na to, jaki akt prawny przywoływałby taki post, dla zarządców portalu jest niczym. Na przetwarzanie danych osobowych zgadzamy się (bądź nie zgadzamy się) w momencie rejestracji, a konkretniej akceptując regulamin portalu. Ci, którym zasady Facebooka i innych podobnych stron nie pasują, mogą w każdej chwili usunąć konto albo na podstawie art. 17. RODO wystosować wniosek o usunięcie wszystkich danych.
Internauci, którzy liczyli na to, że Facebook weźmie pod uwagę ich bzdurne posty, zadziałali bardzo paradoksalnie. Wyobraźmy sobie taką sytuację. Publikujesz zdjęcie w stroju plażowym, z drinkiem w ręce. Facebook przegląda sobie te zdjęcia, a jego właściciel komentuje „Ślicznie Jakubie!”. Podniosłaby się wrzawa, że zarząd portalu szpieguje użytkowników, każdą wolną chwilę poświęca na inwigilację i konsumpcję prywatnych treści. Użytkownicy nie życzą sobie przecież dogłębnego czytania i analizy ich postów. Jednocześnie część z nich chciałaby, żeby akurat ten post z OŚWIADCZENIEM Zuckerberg przeczytał. Proponuję się zdecydować.
Farsa, która zaczęła się w XX wieku
Opisane OŚWIADCZENIA to tylko jeden z milionów łańcuszków. Historycy twierdzą, że podobne zjawisko do internetowych łańcuchów pojawiło się już wraz z upowszechnieniem tradycyjnej poczty. Wraz z pojawieniem się komunikacji elektronicznej stało się plagą i trwa do dzisiaj. Od 2004 do 2008 roku popularny był SMS, w którym nakłaniano do zbiórki krwi potrzebnej dla, rzekomo chorego, dziecka. Szukając nadawcy wspomnianego sms-a poproszono operatora komórkowego do którego należał numer wysyłkowy, a była to wtedy jeszcze Era, o ujawnienie danych osobowych właściciela. Operator odmówił takiej procedury jednocześnie dowodząc że nie ma możliwości aby na podobnych SMSach zarobić.
Opisany przypadek wywołał niemałe zamieszanie. Wielu krwiodawców skontaktowało się z placówkami poboru krwi pytając o aktualność potrzeby. Ośrodki tłumaczyły, że nie mają nic wspólnego z akcją. I chociaż bezpośredniego negatywnego efektu nie było, podobne, przyszłe zbiórki już wtedy straciły na rzetelności, a linia kontaktu jaką są rozsyłane smsy została spalona.
Nieśmiertelny spam
Łańcuszki to jeden z najgorszych rodzajów spamu. Nakręca je tłum i nie można ich zabić jednym kliknięciem. Identyfikacja źródła łańcuszków jest o tyle trudna, że w bardzo krótkim czasie treść łańcucha jest wysyłana przez wielu użytkowników. Tworzą się liczne warianty wiadomości, które różnią się szczegółami, ale przekazują jeden i ten sam sens. Co ciekawe, wiele łańcuszków przeżywa swoją reaktywację. Niektóre treści potrafią ponownie zaistnieć nawet po kilku latach od ich tworzenia.
Łańcuszki lubią grać internautom na emocjach. Najczęściej ostrzegają, Błagalnie proszą, lub informują. Wydawałoby się, że dopóki nie wyłudzają pieniędzy są nieszkodliwe. To zły tok rozumowania. Rozsyłane w dużej ilości obciążają serwery i linie telekomunikacyjne, nadużywają ludzkiej wrażliwości i ogłupiają.
Często służą jako narzędzie współczesnej propagandy. W 2007 roku rozsyłając prezentację w Power Poincie próbowano udowodnić szkodliwy na zdrowie wpływ telefonii komórkowej. Slajdy prezentacji przedstawiały przepis na… ugotowanie jajka za pomocą dwóch telefonów. Według autora łańcuszka rozmawiając przez 65 minut między telefonami wydzielało się tyle fal i energii, że z powodzeniem mogły ugotować jajko na twardo. Informacje zaszły tak daleko, że naukowcy przeprowadzili badania obalające to stwierdzenie. Dopiero wtedy świadomość wzrosła, a prezentację wyśmiano.
Jak omijać łańcuszki?
Otrzymując łańcuszek, czy to w wiadomości na Facebooku, czy SMSie, po prostu go ignorujmy. Po czym go rozpoznać? Łańcuszki mają to do siebie, że są coraz bardziej absurdalne.
Jeśli zostaniesz poproszony o lajki dla biednych, głodnych kotków – będzie to łańcuszek. Łapki w górę nie zapewnią przecież pieniędzy na karmę! Jeżeli “działacz polityczny” będzie nalegał na zostawienie komentarza pod postem, bo 1000 komentarzy pozwoli mu zgłosić projekt ustawy do sejmu – będzie to łańcuszek. Jeżeli ktoś zagrozi Ci, że nie udostępniając jego wiadomości dalej znikniesz z powierzchni ziemi albo spali Ci się dom, będzie to łańcuszek. W tym przypadku nie tylko nie wysyłaj go dalej, ale zawiadom policję. To w końcu forma groźby.
Najgorszym, co można zrobić, to rozpowszechnić “masówkę”. Gdy wszyscy o czymś piszą, staje się to coraz bardziej znaczące i zbliża się do prawdy nawet, gdy jest totalnie głupie. To, że ktoś kiedyś wymyślił tak natarczywą formę spamu jak łańcuszek nie znaczy, że musimy za nim podążać.