W motoryzacyjnym świecie utrzymuje się niepokojąca tendencja – coraz ciężej znaleźć samochód, który byłby tyko samochodem. Pojazdem pozbawionym asystentów, wspomagania zmiany pasa, systemu awaryjnego hamowania albo kamer cofania. Chociaż są to świetne usprawnienia, wciąż powinniśmy je traktować tylko jako dodatek.
Zasiadam na co dzień za kółkiem jednego z dwóch moich rodzinnych samochodów: nowego modelu z 2016 roku, oraz innego, dawno już pełnoletniego wozu. Zmieniając te pojazdy, czuję się najzwyczajniej głupi.
Przyzwyczajony do wskazówek wyświetlanych na ekranie w nowszym samochodzie, odczuwam pewien dyskomfort w starszym. Bez trybu wspomagania układu kierowniczego nie zawsze jestem w stanie precyzyjnie zaparkować starszym autem. Skoro już o parkowaniu mowa – odpowiednie czujniki również rozleniwiają i wie o tym każdy, kto choć raz z nich skorzystał. Samochodowe bajery uzależniają i ogłupiają jednocześnie.
Spis treści
Zbyt mądre „L- ki”
O takim problemie wspominają w mediach przedstawiciele ośrodków nauki jazdy oraz egzaminatorzy. Twierdzą, że bardzo ciężko znaleźć już samochód, na którym można by prawidłowo nauczyć się podstaw jazdy. Kursanci nie powinni mieć opcji korzystania z czujników parkowania, systemów wspomagających ruszanie ze wzniesienia, asystentów tzw. martwego pola, albo dodatku rozpoznającego znaki drogowe. Co w sytuacji, gdy kursant po zdanym egzaminie zasiądzie w samochodzie tego wszystkiego pozbawionym?
Nie ma wątpliwości, że naukę lepiej pobierać z wykorzystaniem bazowych sprzętów. Kucharz uczy się przecież gotowania na najzwyklejszej patelni, a nie na takiej wykorzystującej nieprzywierającą powłokę z czujnikiem temperatury. Analogii można też doszukiwać się w pisaniu: kiedy całymi dniami klepię w klawiaturę, to biorąc później do ręki długopis, potrzebuję chwili na przystosowanie się do niego.
Z samochodami jest przecież tak samo. Korzystając z technologii, jazdę można sobie tylko umilić. Nie można jednak próbować zastąpić nią umiejętności, bo gdy zabraknie wszystkich znanych udogodnień, pojawi się problem. Niestety nie wszyscy to dostrzegają.
Seks za kierownicą
Dowodem jest jeden z użytkowników Pornhuba, który opublikował niedawno sekstaśmę nagraną we wnętrzu Tesli. Dokładniej, na fotelu kierowcy. Nie był to film nagrany na postoju, ale w trakcie jazdy – auto prowadził wówczas autopilot. Właściciel był nieco zajęty.
Jego partnerka udzieliła nawet wywiadu dla „The Register” – nazwała tam swoje zachowanie nieodpowiedzialnym i opowiadała, że niewiele brakowało do tragedii. Tłumaczyła, że pewnym momencie uderzyła plecami o kierownicę, po czym autopilot się wyłączył. Na szczęście udało się zapanować nad samochodem. Sprawę skomentował sam Elon Musk. Napisał na Twitterze, że… spodziewał się podobnych nadużyć.
Pokaz wpadek
Inną świetną technologią, której zaufano za bardzo, jest automatyczny system hamowania. W Internecie znajdziemy mnóstwo filmików, na których zarejestrowano prezentacje działania systemu. W sporej części z nich pokaz się nie udał.
Naprawdę nietrudno znaleźć takie wideo dowodzące porażki – albo inaczej – braku precyzji systemu automatycznego hamowania. Podczas gdy konstruktorzy byli pewni swego na tyle, aby pokazać działanie szerszej publiczności, system nie był gotowy. Skoro w laboratoryjnych wręcz warunkach coś nie spisało się na medal, nie byłbym skory uwierzyć w to na zwykłej, nieprzewidywalnej drodze. Ale entuzjaści technologii się nie poddają.
Moto-nowości w Androidzie Q
Nic nie wskazuje na to, by technologii w samochodach miało zacząć ubywać, albo chociaż przestało przybywać. Rynek moto-technologii rośnie w siłę, co widać na przykładzie działań największych innowatorów. Google już od dawna – za pomocą systemu Android Auto – stara się przemycić swoje zdobycze technologiczne do świata motoryzacji. Na niedawnej konferencji wraz z zapowiedzią Androida Q, zwanego też Androidem 10, poinformowano o nowościach skierowanych do kierowców.
Przeczytaj też: Pierwsza ofiara samochodu Tesla sterowanego autopilotem.
Asystent głosowy ma zostać przystosowany do użytku w samochodzie, Mapy Google mają przejść sporą ewolucję, która wzbogaci ich funkcjonalność, a deweloperzy będą mogli zająć się swobodnym projektowaniem aplikacji na Android Automotive. Nieoficjalnie przypuszcza się też, że firma z Mountain View pracuje nad czymś znacznie ciekawszym, czyli nad wykrywaczem wypadków. Zaczątku takiej funkcji doszukano się w kodzie źródłowym bety nowego systemu.
Nie wiadomo jednak, jak miałaby reagować wspomniana funkcjonalność. Spekuluje się, że działałoby to z użyciem mikrofonu, żyroskopu i akcelerometru. Wciąż ciężko jednak przypuszczać, jak telefon z systemem Google miałby odróżnić niebezpieczną sytuację w samochodzie od, chociażby, upadku telefonu. Niepewne jest też, czy i kiedy wykrywacz wypadków ujrzy światło dzienne. Zdecydowanie lepszym posunięciem byłaby jej potajemna implementacja. Dlaczego?
Im więcej technologii jest do dyspozycji w samochodzie, tym bardziej leniwy staje się kierowca. Wiedząc, że nad manewrem parkowania czuwa asystent, przykładamy do tej czynności mniejszą uwagę. Prowadząc ze wspomaganiem tracimy umiejętność precyzyjnej jazdy. Aż w końcu, zbytnio ufając przepełnionym technologią pojazdom narażamy swoje życie i zdrowie.
Czy wina leży tu po stronie lekkomyślnych kierowców, czy inżynierów motoryzacyjnych koncernów z wygórowanymi ambicjami?
PRZECZYTAJ TEŻ: PIERWSZA OFIARA SAMOCHODU TESLA STEROWANEGO AUTOPILOTEM