Kiedy byłam jeszcze na studiach, pracowałam na tzw. wyspie w galerii handlowej i sprzedawałam zapachy do wnętrz. Zarabiałam wtedy zawrotne 6-7 zł za godzinę pracy. I pamiętam, że właśnie wtedy boleśnie dostrzegłam fakt, że kupując cokolwiek, płacę nie tylko pieniędzmi, które mam już w kieszeni, ale przede wszystkim swoim czasem.
Spis treści
Czy ta rzecz warta jest mojego czasu?
Dopiero kiedy zaczęłam zarabiać własne pieniądze, zaczęłam przeliczać, ile godzin muszę spędzić w pracy, by zarobić np. na bluzkę za 35 zł. I dopiero wtedy zaczęłam zastanawiać się, czy aby na pewno tej bluzki potrzebuję. Bo w zasadzie to chyba jednak nie.
Podobną kwestię poruszyła Karolina Zapolska na swoim koncie finansopedia.
https://www.instagram.com/p/CwhJZOgMxVd/
Karolina pisze o tym, żeby patrzeć na swoje zakupy przez pryzmat czasu, jaki trzeba poświęcić, żeby na nie zarobić. Spróbuj! Tak naprawdę dopiero wtedy dostrzeżesz pełen koszt. Być może warto w wielu przypadkach przeliczyć kolejny spontaniczny zakup w ten sposób. Bezrefleksyjne kupowanie jest proste – wystarczy tylko kilka kliknięć lub przyłożenie karty do czytnika. Ale kiedy zastanowisz się, że aby zapłacić np. za kolejny kosmetyk, trzeba było wcześniej przepracować kilka godzin… refleksja przychodzi sama.
Mniej znaczy lepiej
Żyjemy w czasach, kiedy wszystko dostępne jest na wyciągnięcie ręki. Wystarczą pieniądze na koncie i impuls, by w kilka chwil kupić nową rzecz. Konsumpcjonizm nie jest dobry ani dla naszych portfeli, ani dla naszej planety. Wyrobienie w sobie technik pozwalających na kontrolowanie tych impulsywnych zakupów.
Oprócz przeliczania ich na godziny pracy pomocne może być również… przeczekanie. Za każdym razem, kiedy zechcesz kupić coś w nieprzemyślany sposób, daj sobie 24 h. Jeśli kolejnego dnia nadal uznasz, że bardzo tego chcesz, kup to! Ale jestem przekonana, że w większości przypadków uznasz, że jednak tego nie potrzebujesz.