Lubisz układać sobie w głowie różne historie? A może zdarza Ci się pisać opowiadania „do szuflady”? Jeśli chociaż na jedno z tych pytań odpowiedziałaś twierdząco, ten konkurs jest dla Ciebie. Przeczytaj nasze opowiadanie i… dopisz ciąg dalszy. Swoją propozycję napisz w komentarzu pod postem konkursowym na Facebooku – weźmiesz tym samym udział w konkursie, w którym do wygrania jest aż 10 najnowszych książek Anny Ficner-Ogonowskiej, pt. „Okruch”.
Zadzwonił budzik. Sara rzuciła okiem na zegarek i bez najmniejszego wyrzutu sumienia, dała sobie jeszcze kwadrans na odnalezienie się w poniedziałkowej rzeczywistości. Oto zaczynał się kolejny tydzień jej nowego życia. Życia bez krzyków, awantur, bez bolesnego przywoływania do porządku na każdym kroku – czasem pięścią, często otwartą dłonią. Zawsze bez śladów. Życia bez strachu.
Ten poniedziałek miał nie różnić się niczym od każdego innego poniedziałku, środy, a nawet i piątku. Wczesna pobudka, zimny prysznic, szybka kawa i osiem godzin w towarzystwie małych podopiecznych. W drodze powrotnej zakupy, może krótki spacer. I obowiązkowo ulubione ciastko w cukierni, która jak na złość (albo dzięki Bogu!) znajduje się na jej trasie z pracy do domu.
Nie da się ukryć, w życie młodej przedszkolanki wdarła się rutyna. Ale tylko ona wie, jak bardzo o tej rutynie marzyła. I niby wszystko byłoby w porządku, gdyby nie pytania, które męczą ją od jakiegoś czasu. Czy będę jeszcze szczęśliwa? Czy pokocham i będę kochana?
Spis treści
Ten poniedziałek miał nie różnić się niczym. Coś jednak sprawiło, że wyglądał inaczej.
Zadzwonił budzik. Maks dałby sobie rękę uciąć, że nie minął kwadrans od kiedy po udanej interwencji w mieszkaniu kolejnego dilera narkotyków wrócił do domu i wsunął się pod koc w nadziei, że poniedziałek zostanie odwołany. Jeśli ktoś nie lubił tego dnia najbardziej na świecie, to i tak nie lubił go mniej, niż Maks. To właśnie poniedziałek był na jego posterunku przeznaczony na kompletowanie raportów i wszelką inną, tak nielubianą przez policjantów, papierkową robotę.
O życiu Maksa można by powiedzieć wiele poza tym, że jest nudne – zwłaszcza od kiedy doczekał się awansu i zamienił nużącą pracę przy biurku na ściganie prawdziwych przestępców. Obowiązki zawodowe sprawiają, że nie ma czasu na nic innego. Nie może mieć psa, nie hoduje roślin i nie ma czasu na miłość. Do tego wszystkiego rzadko widuje się z rodziną, co po ostatnich wydarzeniach jest mu w zasadzie na rękę. Zbyt mało czasu minęło, by pogodzić się z faktem, że nie jest biologicznym synem swojej matki, tylko owocem zdrady ojca. Nie potrafi pojąć, dlaczego rodzice tak długo to ukrywali. Zawsze myślał o ich związku w kategoriach miłości idealnej. Teraz zadaje sobie w kółko te same pytania. Czy miłość w ogóle istnieje? Kim jestem? Co mnie czeka?
Kiedy po spisaniu raportu z nocnej interwencji Maks wstał od biurka i ruszył w kierunku wyjścia z komisariatu, nie przypuszczał, że to co się za chwilę wydarzy, całkowicie odmieni jego życie.
Zadzwonił budzik. Matka Maksa nie wie, po co go nastawiła. Przecież od kiedy jej syn dowiedział się prawdy, w zasadzie nie sypia. Na okrągło zastanawia się, czy dobrze zrobiła, ukrywając ją tak długo. Estera nie wie, czy jeszcze kiedyś będzie między nimi tak jak wcześniej. Po prostu się boi.
Jej życie nigdy nie było łatwe. Z dzieciństwa pamięta jedynie wzrok swojej matki – to taki okruch, którym karmi się w momentach zwątpienia i niepokoju. Jako młoda dziewczyna wyszła za mąż, by niedługo po tym dowiedzieć się o zdradzie męża. Wychowała jego dziecko jak swoje. Otoczyła je miłością i opieką. Starała się, by Maks nigdy nie odczuł, że nie jest jej biologicznym synem. Nie miała jednak pewności, że to się nigdy nie wyda. Jak się okazało, jej niepokój był w pełni uzasadniony… Co teraz będzie? Zostanę sama?
Matka Maksa nie wiedziała, że tego dnia życie jej syna zmieni się na dobre.
Nie przypuszczała, jak wiele burzliwych emocji czeka jej najbliższych. Nie miała pojęcia jaką rolę w historii Maksa i Sary, przyjdzie jej odegrać…
Traf chciał, że w to poniedziałkowe popołudnie Sara i Maks stanęli za sobą w kolejce po ciastka. Przedszkolanka zamówiła to, co zwykle i – z charakterystyczną dla siebie energią – odwróciła się od kasy. Pech (albo wręcz przeciwnie) chciał, że cały krem z jej ciastka wylądował na marynarce i butach Maksa. Para spojrzała na siebie i zaniemówiła… Ale nie ze złości. Zaniemówiła, bo wszelkie słowa były w tym momencie zbędne. Ich spojrzenie wyrażało wszystko to, co w tamtym momencie chcieli sobie powiedzieć.
Nieco oszołomiona Sara pierwsza otrząsnęła się z osłupienia. Chciała przeprosić zaskoczonego mężczyznę, jednak to co powiedziała sprawiło tylko, że oboje wybuchnęli śmiechem. Potem, wszystko co dobre potoczyło się błyskawicznie! To co złe, niestety też…
Materiał jest częścią konkursu, w którym można zdobyć książkę Anny Ficner-Ogonowskiej, pt. „Okruch”