Typowy obrazek z osiedlowego supermarketu. W kolejce mama z dwójką dzieci, na oko wiek przedszkolny i wczesna podstawówka. Dzieci są grzeczne, cierpliwie czekają, aż mama wypakuje z wózka zakupy dla rodziny na cały tydzień, zapłaci i spakuje torbę. Co tutaj może być nie tak? Wszystko.
Te miłe dzieci właśnie marnują wspaniały potencjał nauki samodzielności. Za to w zamian przyzwyczajają się, że rodzic wszystko zrobi sam, bo taka jest rola rodzica. One nie są dostatecznie kompetentne, żeby załatwiać „dorosłe‟ sprawy. A wystarczyłoby tak niewiele: poprosić o pomoc w wyjmowaniu i pakowaniu zakupów. Niewiele z naszego punktu widzenia. Tymczasem dla malucha stać się częścią rodzinnych obowiązków znaczy naprawdę dużo.
Spis treści
Nie podcinaj skrzydeł
Kiedy dziecko odrośnie trochę od ziemi i zaczyna rozumieć, co się wokół niego dzieje, włącza mu się pewna cecha, która może być albo przekleństwem, albo wielkim darem: chce o sobie samostanowić. Wie, że jest odrębną jednostką i najbardziej na świecie chce czuć, że ma siłę sprawczą. Jeśli nam, rodzicom, uda się to uszanować, to wymierne korzyści odniosą obie strony.
Ja wiem, że nie każdy, kto ma dziecko i dorwie się do klawiatury, staje się z automatu ekspertem od dzieci, ale pozwólcie, że podzielę się z Wami pewnym znakomicie działającym trikiem (w każdym razie działa na mojego sześciolatka i gorąco polecają go psychologowie). Mianowicie:
Wyręczam się moim dzieckiem
Czynności typu wyrzucanie po sobie śmieci, wkładanie brudów do prania albo słanie łóżka to oczywista oczywistość. Przynajmniej taką powinna być. Ale nic nie stoi na przeszkodzie, żeby pójść dalej. Głodny? ‒ zrób sobie kanapki, tu są produkty. Twój ulubiony kubek jest brudny? ‒ Umyj go sobie. Chcesz tę pięknie wyglądającą drożdżówkę? ‒ Proszę, tu są pieniądze, idź ją kupić, odbierz resztę, ja poczekam tutaj. Klapki wpadły matce pod fotel? ‒ Proszę o pomoc w ich wyjęciu, czemu nie. Aktualnie czekam, aż skończy te siedem lat i zgodnie z prawem będę mogła go posłać samego do sklepu w sobotni poranek.
I wiecie, co?! On to wszystko robi. Bez marudzenia! Ba, jest niesamowicie z siebie zadowolony. Dlatego, że czuje się ważny i potrzebny. Wie, że jego działania mają moc i mają realny wpływ na życie całej rodziny. Ja z kolei wiem, że kiedy przyjdzie czas, żeby zaczął samodzielne życie, nie będzie miał problemu z ugotowaniem sobie posiłku czy upraniem ubrań. Do tego mam cudownego małego pomocnika. Kiedy zasuwa z nebulizatorem w tej pidżamce z uszami misia i sam sobie składa sprzęt „no bo mam katar, mama‟, sprawia, że moje matczyne serce topi się jak wosk.
Plusy dodatnie i ujemne
Nic nie szkodzi, że kiedy sam zrobi kanapki (a przy okazji i nam na śniadanie), to pół blatu będzie uwalone w maśle. Posprzątamy to razem. Może się zdarzyć, że kiedy wypakowuje zakupy z wózka, coś spadnie mu na ziemię. To nic, po prostu szklane opakowania strategicznie wyjmuję ja. Woluntarystyczne mycie podłogi skończyło się minipowodzią? Trudno, następnym razem będzie wiedział, że mopa trzeba wyżąć, zapomniałam uprzedzić. Oczywiście, że mu dziękuję, kiedy robi coś, co nie należy do jego obowiązków. Oczywiście, że kiedy pierwszy raz pójdzie sam do sklepu w wieku tych siedmiu lat, będę go śledzić, ale tak, żeby nie widział…
Jestem pewna, że większość rodziców-czytelników Blabera, wie, o czym mówię. Z drugiej strony, kilkulatek samodzielnie kupujący drożdżówkę musi być naprawdę rzadkim widokiem, skoro sprzedawczynie mają tendencję pomijać go, biorąc za pewnik, że stoi w kolejce z kimś dorosłym. Panie w okienku na poczcie rozpływają się w zachwytach, że sam podszedł z awizo i powiedział po prostu: Dzień dobry, mam przesyłkę do odebrania. Hej, przecież kiedyś było normą, że te małe pampuchy załatwiały różne drobne sprawy.
To nie mieści się w definicji dobrego rodzica
Żyjemy w epoce dzieciocentryzmu, i bardzo dobrze. Chcemy zapewnić maluchom wszystko, co najlepsze, uniknąć błędów naszych rodziców, wychowywać świadomie i nie odbierać im dzieciństwa. Z drugiej strony żyjemy szybko, nie zawsze możemy liczyć na pomoc dziadków i po prostu wolimy zrobić coś za dziecko, zamiast czekać, aż założy te cholerne rękawiczki albo posprząta pokój. Chcemy być idealni w każdej roli życiowej, którą wypełniamy. To niepotrzebne, lepiej być rodzicem wystarczająco dobrym, niż wiecznie zestresowanym.
Naprawdę, warto czasem zwolnić i sobie odpuścić. Pozwolić dziecku zrobić coś po swojemu. Efekty potrafią zaskoczyć. Pozytywnie!