Spis treści
Nie urlop, a przerwa
Fundacja Sukces Pisany Szminką zbiera podpisy pod petycją w sprawie zmiany określenia „urlop macierzyński”. Skąd ten pomysł?
Pomysłodawca przekonuje, że taka nazwa utrwala stereotypy i szkodliwe przekonania. Chodzi o to, że słowo urlop kojarzy się z wizerunkiem matki, która siedzi w domu z bąbelkiem i nic nie robi, tylko piłuje paznokcie i macha klapeczkiem. Autorzy petycji zwracają się z wnioskiem zamiany określenia „urlop macierzyński/rodzicielski/ojcowski” na „przerwa macierzyńska/rodzicielska/ojcowska”.
Wg pomysłodawców taka nomenklatura jest dużo bardziej adekwatna do charakteru tej – no właśnie – przerwy od pracy.
Praca na urlopie macierzyńskim
Wiele mam na urlopie macierzyńskim wykonuje znacznie większą i cięższą pracę niż na swoim właściwym stanowisku w firmie, w której są zatrudnione. Niejedna z nas po macierzyńskim z ulgą wróciła do pracy.
Rodzicielstwo to praca 24 h na dobę i trudno się z tym nie zgodzić. I to z bardzo wymagającym i nieznoszącym sprzeciwu szefem. Małym, bo małym, ale za to dysponującym ogromną siłą perswazji.
Trzeba podkreślać to, jak wczesne rodzicielstwo jest wymagające i że to nie jest leniwe siedzenie w domu. Trzeba też walczyć o przełamanie stereotypu, że skoro mama „siedzi na macierzyńskim”, to wszystkie obowiązki domowe spoczywają na jej barkach, bo pan domu, kiedy wraca z ciężkiej pracy, musi odpocząć.
Ale mam gdzieś głęboko w sobie poczucie, że nie o nazwę tu chodzi. I że marnujemy cenną energię na dyskusję o czymś, co i tak niewiele zmieni.
Czy o to powinnyśmy walczyć?
Urlop to z zasady po prostu czas wolny od świadczenia pracy przez pracownika. I jasne – urlop najbardziej kojarzy nam się z tym wypoczynkowym. Ale mamy też przecież urlop okolicznościowy w związku z ważnym wydarzeniem rodzinnym – np. z pogrzebem, który z wypoczynkiem nie ma nic wspólnego. Jest też urlop bezpłatny, który z założenia nie jest czasem przeznaczonym na regenerację pracownika.
I jest też urlop macierzyński/rodzicielski/ojcowski, czyli czas wolny od świadczenia pracy przez pracownika na rzecz pracodawcy. I oczywiście – świeżo upieczona mama czy tata w tym czasie, w zaciszu domowym pracują równie ciężko, by utrzymać w dobrostanie małego, wymagającego człowieka. To trudne i często wycieńczające zadanie.
Ale nie zmienia to faktu, że w tym czasie nie wypełniają obowiązków służbowych w pracy.
Mam czasami poczucie, że w debatach publicznych dużo częściej pojawia się temat nomenklatury, a znacznie rzadziej faktycznych problemów. Dla mnie, jako mamy, istotniejsze niż to, czy mój rok po urodzeniu dziecka będzie nazywany urlopem, czy przerwą,jest to, czy w żłobkach samorządowych jest wystarczająco dużo miejsc. Czy mamy cierpiące na depresję poporodową są odpowiednio zaopiekowane. I czy kiedy zadzwonię do przychodni rano, to będę mogła przyjść z chorym dzieckiem do pediatry dziś, czy opryskliwe panie umówią mi wizytę za 4 dni.