Mózg to nasz sprzymierzeniec. Jest odpowiedzialny nie tylko za prawidłowe działanie naszego organizmu, ale też całokształt funkcji związanych z przyswajaniem wiedzy i funkcjonowaniem w świecie. Dba też o nasze dobre samopoczucie i chroni przed sytuacjami, które mogą być dla nas trudne. Jednymi procesów zachodzących w mózgu, a mającym na celu zmniejszenie naszego lęku, frustracji czy poczucia winy, jest racjonalizacja. Ale czasem droga do samozadowolenia prowadzi krętymi ścieżkami…
Spis treści
Syndrom kwaśnych winogron
Z pewnością każdemu z Was zdarzyła się sytuacja, kiedy bardzo Wam na czymś zależało, ale z przyczyn nie do końca zależnych od Was (albo wręcz przeciwnie – w powodu niewystarczającego zaangażowania z Waszej strony), nie udało się zrealizować tego celu. Przykre to, prawda? I stanowi doskonałą pożywkę dla budowania w sobie poczucia wstydu, złości i zniechęcenia, bo przecież kiedy czegoś mocno chcemy i nie możemy tego dostać, to jest to najkrótsza droga do frustracji. I tu przychodzi nam z pomocą nasz mózg, a konkretnie mechanizm rozumowania zwany syndromem kwaśnych winogron. Polega on na tym, że deprecjonujemy swój cel, starając się przedstawić go w taki sposób, że przestaje on być tak atrakcyjny, jakim jawił się pierwotnie. Nie udało się zdobyć nowej posady? To nic! Na pewno nowy szef doprowadzałby Cię do szału i zasypywał ciagle nowymi obowiązkami, a nowi koledzy i koleżanki kopaliby pod Tobą dołki, bo poczuliby, że mają w tobie konkurencję. Poza tym w obecnej pracy wcale nie jest tak źle… Nie przyjęto Cię na kurs, który mógłby Ci pomóc zdobyć nowe, cenne umiejętności? A tam… Ile czasu zajęłaby nauka! A przecież i tak masz na głowie tyle obowiązków…
Kwaśne winogrona mają nam „osłodzić porażkę” i rzeczywiście ten sposób racjonalizowania sobie pewnych wydarzeń i ich znaczenia może nam przynieść sporo korzyści, pod warunkiem, że nie będzie nas powstrzymywał przed podejmowaniem prób.
Jeśli chcecie dowiedzieć się, jak syndrom kwaśnych winogron i słodkich cytryn może być wykorzystany w marketingu, przeczytajcie artykuł Pawła Tkaczyka. Nigdy dość edukacji w kwestii konsumenckiej świadomości.
Syndrom słodkich cytryn
Na drugim biegunie mamy syndrom słodkich cytryn. Działa on na odwrót niż syndrom kwaśnych winogron, tj. pomaga nam zmienić w przyjemne to, co jest obiektywnie złe czy przykre. Buty, na które oszczędzaliście przez kilka miesięcy, rozleciały się po tygodniu? A może ekskluzywny samochód, na którego widok sąsiadom bielało oko, częściej niż w Twoim garażu, gości u mechanika? I tak będziecie bronić swoich wyborów jak niepodległości, doszukując się w nich zalet, bo przecież przyznać się do tego, że wyrzuciliście pieniądze w błoto i okazaliście się naiwni, to byłoby zbyt dużo dla Waszego ego.
Nietrudno jest u siebie „zdiagnozować” funkcjonowanie tych mechanizmów, ale warto im się przyjrzeć bliżej, by dostrzec, na ile rzeczywiście pomagają nam w poradzeniu sobie z porażkami, a na ile sprawiają, że tracimy obiektywny obraz świata i zaczynamy żyć w iluzji.
To kto się przyzna, ile kwaśnych winogron już zjadł? A może bardziej smakują Wam słodkie cytryny? Podzielicie się swoimi spostrzeżeniami na ten temat?