Od czasu do czasu docierają do nas informacje na temat kolejnych płatnych funkcjonalności w social media. Co więksi pesymiści wieszczą, że wkrótce Facebook, Twitter czy Instagram będą całkowicie płatne lub też korzystanie z ich darmowych wersji całkowicie będzie mijało się z celem. Ja jednak nie byłbym takim panikarzem, zwłaszcza po tym, co przeczytałem na temat usługi Twitter Blue, która od początku miesiąca dostępna jest także dla polskich użytkowników.
Spis treści
Wysoka cena i znikomy rabat
Nie trzeba być żadnym ekspertem od social mediów, by przynajmniej mieć świadomość, że Twitter ustępuje popularnością takim platformom, jak Facebook czy Instagram. Niemniej jednak o „ćwierkaczu” słyszymy dość regularnie, głównie za sprawą kolejnych szalonych pomysłów ekscentrycznego Elona Muska, który od dnia przejęcia serwisu zaprowadza na nim nowe porządki.
Jedną z rewolucji, której koniecznie warto się przyjrzeć jest wprowadzenie możliwości subskrypcji usługi Twitter Blue, która od początku marca dostępna jest także w Polsce. Mimo szczerej niechęci, właśnie przetestował ją Jakub Kordasiński z Tabletowo.pl (kliknij tutaj i przeczytaj wpis). Już sam tytuł jego artykułu wyjaśnia nam naprawdę wiele…
Na dobry początek zacznijmy od ceny. Aby stać się szczęśliwym(?) posiadaczem usługi Twitter Blue należy zapłacić 49 złotych miesięcznie. Przy płatności za cały rok z góry, przyjemność ta kosztuje 515 złotych, czyli mniej więcej 43 złote za każdy miesiąc użytkowania. Możemy więc liczyć na znikomy rabat, a cena nawet po obniżce wydaje się być dość spora.
Za co właściwie płacimy?
Podstawowym atutem usługi jest to, że zyskujemy możliwość weryfikacji swojego konta. Jeśli więc ktoś z Was pełni jakąś funkcję publiczną, jest osobą sławną lub nad wyraz ceni swoją prywatność, dzięki Twitter Blue wszyscy dookoła będą wiedzieli, że to jedyne Wasze oficjalne konto i nikt się pod Was nie podszywa. Ja jednak prowadzę normalne, przeciętne życie i raczej jestem w stanie żyć bez takiego udogodnienia.
Ponadto Twitter Blue oferuje także możliwość edycji tweetów (tylko głównych, maksymalnie pięć przeredagowań i tylko przez 30 minut od momentu publikacji), więcej znaków w jednym tweecie (zamiast 280 aż 4000, jednak na tablicy pojawia się pierwsze 280, reszta po rozwinięciu) i kilka innych pomniejszych bzdetów, o których przeczytacie we wpisie Jakuba.
Wpisie, który jest dla mnie skutecznym wyznacznikiem, by stwierdzić, że Twitter Blue byłby dla mnie najgłupiej wydanym 50 złotych w życiu, a mówimy przecież o wydatku comiesięcznym 🙂