Wielu z nas uważa, że nie ma ręki do kwiatów. Wiem, bo sama się do nich zaliczam. Jednak z wiekiem, gdy coraz mocniej zaczęło ciągnąć mnie do zieleni, postanowiłam zbadać, czy to prawda. A może tylko wygodny mit, który do tej pory skutecznie zrzucał ze mnie obowiązek dbania o domowe roślinki?
W moim rodzinnym domu wszystkie parapety, półki i każda wolna przestrzeń była zastawiona kwiatami. Wystarczyło, żeby mój tato przechodząc na nie spojrzał, a już rosły w oczach. Moje obowiązki ograniczały się do podlewania ich według ściśle przygotowanej przez moją mamę rozpiski w czasie, gdy gdzieś wyjeżdżali na dłużej. Lista była dość skomplikowana, najbardziej stresowały mnie adnotacje przy roślinach, których miałam absolutnie nie obracać, ani nie przestawiać, bo zdaniem mojej mamy by się obraziły. Sumiennie wypełniałam tę misję, choć absolutnie nie byłam do niej przekonana.
Kiedy dorosłam i wyniosłam się na swoje, to podjęłam próbę zazielenienia nowej przestrzeni, jednak po pierwszym miesiącu umarło wszystko. Nawet kaktusy. To mnie skutecznie zniechęciło, powiedziałam na głos, że nie mam ręki do kwiatów i temat uznałam za zamknięty.
Minęło jednak kilkanaście lat, znowu zmieniłam miejsce zamieszkania i w końcu poczułam, że brakuje mi tu życia. Zmiany wprowadzam stopniowo, bo wciąż pamiętam, co stało się ostatnim razem. Dlatego na razie mamy dwa kwiatki – jeden należy do partnera i jest podlewany w momencie, w którym żółkną mu czubki liści. Mój (po pierwszej nieudanej próbie, gdy przelałam jego poprzednika i opuścił nas po tygodniu) od prawie roku trzyma się dzielnie.
Sprawdźmy zatem, czy ręka do kwiatów to fakt, a może jednak mit i jest jakaś nadzieja dla takich osób, jak ja.
To nie kwestia ręki
Wychodzi na to, że moja teoria zostanie obalona szybciej, niż się spodziewałam. Szukając informacji na ten temat u innych blogerów, trafiłam na artykuł naszej autorki Dagmary Sobczak z bloga socjopatka.pl, której przygoda z kwiatami w dużej mierze przypominała moją. Jednak do czasu.
Okazuje się zatem, że zawarta w rozpisce mojej mamy informacja o odpowiedniej ilości wody wlewanej do doniczki miała znaczenie. Częstotliwość podlewania również nie była przypadkowa. Nawet rozstawienie danych gatunków roślin w naszym domu…. Ono – jak się okazało – też nie było przypadkowe. Będąc nastolatką, która w środku wakacji ostatnim, na co miała ochotę, to biegać przez godzinę z kilkoma butelkami wody po mieszkaniu, skutecznie wyparłam to z pamięci. Nigdy z resztą potem nie pytałam, bo mnie to nie interesowało, więc pretensje mogę mieć tylko do siebie. I nie ma to nic wspólnego z brakiem ręki do kwiatów.
Spis treści
Czego potrzebujesz, żeby uprawiać rośliny?
Aż mi wstyd po takim czasie dzwonić do rodziców i pytać ich o oczywistości, dlatego sięgam po pomoc naszych autorek, które w swoich domach z powodzeniem wyhodowały już małe dżungle.
Listę rzeczy, które należy mieć, żeby kwiatki uprawiać znalazłam u Marty Gajek z bloga pipilotka.pl, która podkreśla, że kocha rośliny. Do tej pory myślałam, że wystarczy stara butelka, do której należy wlać wodę i odstawić na bliżej nieokreślony czas. Jednak lista jest dłuższa. Nigdy wcześniej do niej nie dotarłam, ponieważ moje dotychczasowe kwiatki nie dożyły nawet pierwszego przesadzania.
Od jakich kwiatów zacząć?
Na początek warto zacząć od kwiatów, które są łatwe w uprawie i nie będą kaprysić odnośnie miejsca i warunków atmosferycznych. Jednak nie ma co spoczywać na laurach (czyli wawrzynach szlachetnych hehe), ponieważ postawienie ich w danym miejscu i regularne podlewanie to za mało. Na szczęście z odsieczą przybywa nasza autorka Basia Szmydt z bloga basiaszmydt.pl, która również potwierdza, że nie ma czegoś takiego, jak brak ręki do kwiatów. Wystarczy tylko kilka drobnych wskazówek, do których warto się stosować, a domowa dżungla stanie się faktem. Dodatkowo Basia podpowiada, od jakich roślin warto zacząć, żeby przekonać się, że uprawianie kwiatów może być naprawdę wdzięcznym zajęciem.
KWIATY DONICZKOWE W NASZYM DOMU – wybrałam te naprawdę łatwe w uprawie
Nie mam już wymówek. Mój mit o braku ręki do kwiatów został skutecznie obalony, więc w weekend bezdyskusyjnie czeka mnie podróż na giełdę kwiatową.