Stało się. Polska podpisała deklarację na rzecz zakończenia sprzedaży samochodów z silnikami spalinowymi najpóźniej w 2035 roku. Przeciętny Kowalski raczej nie powinien z tego powodu skakać z radości, jednak są i tacy, którzy słysząc o „elektrykach” zawsze popadają w niczym niepoparty huraoptymizm. Czyżby zachowywali się jak indyk, który cieszy się na niedzielny rosół?
Na wstępie zaznaczam, że nie jest to moje autorskie porównanie, a Michała Lisiaka z MotoRewia.pl, który w tekście „Polscy fani Elona Muska – są jak indyk, który cieszy się na niedzielny rosół”, poruszył temat podejścia Polaków do samochodów elektrycznych (kliknij tutaj i przeczytaj tekst).
Z artykułem możecie się zapoznać powyżej. Ja w tym miejscu skupię się na głównych tezach stawianych przez Michała:
- Polacy zachwycają się wszystkimi pomysłami Elona Muska, chociaż sami zazwyczaj jeżdżą starymi, zdezelowanymi samochodami i większości z nich nigdy nie będzie stać na Teslę.
- Posiadanie samochodu elektrycznego oznacza wiele przywilejów, o których użytkownicy aut z silnikami spalinowymi mogą tylko pomarzyć. Nic jednak nie trwa wiecznie.
- Elektromobilni lobbyści chwycą się każdego możliwego sposobu, by utrudnić użytkowanie pojazdów z tradycyjnymi silnikami.
Spis treści
Chwilowe przywileje
Być może dla niektórych z Was tezy stawiane przez Michała Lisiaka są lekko mówiąc odważne, ale czy właśnie tak nie wygląda otaczająca nas rzeczywistość? Tesla bez wątpienia jest pojazdem imponującym, ale kto może pozwolić sobie na jej zakup? Znany piłkarz, aktor czy celebryta z pewnością tak, ale na pewno nie przeciętny Kowalski, który przy dobrych wiatrach kupuje 5-7 letni samochód i czuje się, jakby złapał Boga za nogi.
Właściciele pojazdów elektrycznych mogą liczyć na szereg przywilejów, ale trzeba być naiwnym by wierzyć, że zostały one dane im na zawsze. Jeśli dożyjemy czasów, w których elektryki stanowić będą większość pojazdów na polskich drogach, to już widzę, jak samorządy ochoczo zezwolą im na darmowe parkowanie w strefie. Z przyczyn oczywistych skończy się też możliwość korzystania z buspasów. To tylko marchewki współczesnych czasów.
Samochody tylko dla elit?
A co w sytuacji, gdy marchewki przestają działać? Wtedy do gry wchodzi kij w postaci utrudniania życia kierowcom podróżującym pojazdami z silnikami spalinowymi. Nowe podatki, zakaz wjazdu do centrum miast, a na koniec całkowity zakaz sprzedaży, czyli de facto przymus do zakupu elektryka. Oczywiście jeśli nas będzie nas na niego stać, w przeciwnym razie pozostaje rower.
Przyszłość maluje się w ponurych barwach i nawet jeśli rosół ten nie został jeszcze nastawiony, to już doskonale wiemy, co czeka nas jutro na obiad…