Czy samochód elektryczny jest w stanie 1:1 zastąpić tradycyjne auto z silnikiem spalinowym? Gorliwi zwolennicy elektryfikacji uznają, że tak. Inni zaś będą bronić stanowiska, że elektryk sprawdzi się wyłącznie jako drugie auto do jazdy po mieście. A jak korzysta się z samochodu zasilanego na prąd z dala od wielkich aglomeracji? Na własnej skórze sprawdził to Łukasz Kotkowski z Chip.pl.
Temat samochodów elektrycznych gości na łamach naszego linkloga regularnie i trudno spodziewać się tego, by w kolejnych miesiącach było inaczej. Jak dobrze pamiętacie, w 2035 roku oficjalnie wejdzie w życie zakaz sprzedaży samochodów z silnikami spalinowymi i jeśli nic się po drodze nie wykrzaczy, niebawem elektrykami będą musieli zainteresować się nawet najwięksi przeciwnicy elektromobilności. Samą opłacalność takiego zakupu rozważaliśmy już trzy lata temu…
Spis treści
Elektrykiem po prowincji
Tym razem nie spodziewajcie się jakiegoś suchego zestawienia, analizy kosztów czy krytyki unijnych urzędników, których ekologiczne zapędy są zdecydowanie większe niż realne możliwości pojazdów elektrycznych.
Będzie to historia Łukasza Kotkowskiego, który na co dzień publikuje na łamach Chip.pl. Twórca podzielił się szczegółami z podróży elektrycznym BMW i4 eDrive40 na trasie Warszawa-Pomorze. Najlepszą rekomendacją, by zapoznać się ze szczegółami wyprawy Łukasza niech będzie fakt, że ostatni raz jazda samochodem stresowała go tak bardzo 12 lat temu, gdy po raz pierwszy wyruszył w dłuższą, samodzielną podróż…
Celem wyprawy Łukasza (kliknij tutaj i zapoznaj się ze szczegółową relacją) było sprawdzenie, jak korzysta się z samochodu elektrycznego z naprawdę dobrym deklarowanym zasięgiem, z dala od wielkich aglomeracyjni i rozwiniętej infrastruktury. Pikanterii całej tej historii dodaje aktualna pora roku, co oczywiście wcale nie pozostaje obojętne dla baterii pojazdu. Pierwsze problemy pojawiły się już na samym początku…
Wystarczyło, że odjechałem kilka kilometrów, by zauważyć, że całe planowanie mogę sobie wsadzić w wiadomą część ciała. Gdy startowałem z Warszawy miałem 95% naładowania i nieco ponad 300 kilometrów estymowanego zasięgu. Gdy zbliżałem się do granic Warszawy, estymacja spadła do 250 kilometrów.
Czas to pieniądz? Nie dla każdego
Jeśli chcielibyśmy maksymalnie skrócić historię podróży Łukasza, to na pewno nie można pominąć faktu, że niezwykle problematyczny okazał się czas ładowania auta. Ten nie dość, że mocno rozminął się z obietnicami, to jeszcze kierowca musiał celowo zbaczać z obranej trasy, by podładować samochód. Samo ładowanie również nie należało do najtańszych, o czym przekonacie się odwiedzając powyższy wpis.
Finalnie trasa, którą pojazdem spalinowym można by było pokonać w 5,5 godziny, zajęła Łukaszowi 7 godzin. Godzina upłynęła pod znakiem ładowania, a kolejne pół na zbaczanie z kursu w poszukiwaniu ładowarek!
Uczciwie trzeba napisać, że wpływ na kiepskie osiągi testowanego BMW miały w jakiejś tam części źle dobrane opony przez producenta. Auto przez niedopatrzenie otrzymało ogumienie nieprzystosowane do samochodu elektrycznego. Sam pojazd prowadziło się autorowi jednak naprawdę dobrze. Czy to oznacza, że plusy przysłoniły minusy? Refleksja po takiej trasie mogła być tylko jedna:
Auta elektryczne są dobre właśnie dla takich ludzi, którzy mają dużo wolnego czasu.