Spis treści
Zachowanie kontroli nad energicznym dzieckiem
Wychowywanie dziecka jest sprawą złożoną, a często – stresującą. Rodzice chwytają się wszelkich metod, żeby zapewnić swoim pociechom bezpieczeństwo. Często też stawiają przy tym na swoją wygodę. Kiedy maluch nie umie jeszcze chodzić, sprawa jest dość prosta. Jeździ w wózku, a wychodzi z niego tylko w wybranych miejscach i nie jest w stanie samodzielnie się oddalić. Później dziecko robi się bardziej ruchliwe i chętnie odkrywa otaczający je świat oraz własne możliwości. To, choć jest wspaniałe do obserwowania, często stanowi wyzwanie dla rodziców.
W tym miejscu pojawiają się wszelkiego rodzaju spacerówki, jeździki czy rowery z uchwytem. W ten sposób maluch staje się mobilniejszy, ale wciąż jest pod kontrolą rodziców. Nie wybiegnie nagle na ulicę czy nie podejdzie zbyt blisko rzeki. Wiele osób postanawia pójść o krok dalej i zakłada dziecku… smycz. Taki widok nie jest już niczym zaskakującym, choć wciąż budzi wielkie kontrowersje.
Bezpieczeństwo przede wszystkim?
Świat jest pełen zagrożeń, a dziecko większości z nich jeszcze nie rozumie. Nie zna ciągów przyczynowo-skutkowych i nie jest w stanie przewidzieć konsekwencji swoich działań. Jeśli ma przy tym dużo energii, to pojawia się ryzyko, że wymknie się spod kontroli rodziców. A ci z kolei są przerażeni, że ich maluchowi mogłoby się coś stać. Zwykłe potknięcie się i zdarcie kolan jest rzeczą naturalną, a dziecko w ten sposób uczy się ostrożności.
Większy problem pojawia się w miejscach z większym ryzykiem poważnych wypadków. Ruchliwe ulice, tłoczne sklepy czy spacery w pobliżu rzek i jezior dla wielu rodziców są stresujące. Łatwo jest sobie wyobrazić tragedię. Szczególnie czytając co chwilę w mediach o podobnych wypadkach. W tym miejscu pojawia się rozwiązanie, które jest skuteczne, choć nie wszyscy się z nim zgadzają. Szelki lub zapinany plecak z przyczepioną do niego smyczą. Rodzic może trzymać dziecko i mieć pewność, że nie stanie mu się żadna krzywda. Tylko czy to rzeczywiście jest taka dobra metoda?
Sprzeciw społeczeństwa
Rodzice prowadzący dziecko na smyczy często spotykają się z negatywnym odbiorem. Przeciwnicy tej metody wychowawczej wskazują, że jest to uprzedmiatawianie malucha. Dodatkowo smycz nadmiernie ingeruje w wolność dziecka i jest efektem braku konsekwencji jego rodziców. Nie jest to kwestia samego… dziwnego wyglądu. Przeciwnicy dziecięcych smyczy wskazują, że opiekunowie powinni tłumaczyć maluchowi, jak funkcjonuje świat. Uwzględnia to również konieczność omówienia potencjalnych niebezpieczeństw. Dziecko powinno zrozumieć, że niektóre zachowania są całkowicie nieakceptowalne i należy ich unikać. Mowa tu m.in. o wybieganiu na ulicę czy oddalaniu się od rodziców.
Z drugiej strony pojawiają się też sytuacje, gdy wejście na ulicę jest zwyczajnym odruchem. Bo na przykład upadła piłka czy inna zabawka. W takim przypadku automatycznie się za nią idzie i podnosi. Oczywiście dziecko musi zdawać sobie sprawę, że najpierw trzeba się rozejrzeć i zachować ostrożność. Ale przecież i dorośli często dają się ponieść temu odruchowi. Wiatr porwał banknot 10 zł, a dorosły biegnie za nim i na nic nie zważa.
Argumenty przeciw smyczom
Jednym z najczęściej pojawiających się argumentów jest porównanie dziecka do psa prowadzonego na smyczy. W tym przypadku dziecko miałoby czuć się upokorzone, co negatywnie odbija się na jego psychice. W rzeczywistości dziecko do ok. 4. roku życia nie odczuje upokorzenia, ponieważ nie jest w stanie jeszcze zrozumieć całego kontekstu i odbioru społeczeństwa. Dodatkowo, żeby pojawiło się to uczucie, dziecko musi samo poczuć się jak zwierzę lub musi stać się obiektem nadmiernej i negatywnej uwagi obcych ludzi, którzy np. głośno krytykują rodziców prowadzących w ten sposób swojego malucha.
Drugą kwestią jest ograniczenie możliwości zaspokojenia naturalnej ciekawości dziecka. Ma to skutkować zubożeniem jego doświadczeń, a w efekcie – spowolnieniem rozwoju. I tu nie ma wątpliwości: dziecko prowadzone na smyczy otrzyma ograniczoną ilość bodźców i doświadczy mniejszej ilości nowych rzeczy. Tylko… czy wszystkie te nowe odkrycia są niezbędne? Idąc ruchliwą ulicą, raczej ciężko jest o wartościową lekcję, którą smycz zabiera. Złapanie za ogon obcego psa albo wejście między samochody są tymi rzeczami, których lepiej unikać. W końcu każda kultura stawia dzieciom pewne ograniczenia. Jest to spowodowane tym, że do pewnego wieku nie są w stanie przewidzieć konsekwencji swoich zachowań, a swoiste „ograniczenie ich wolności” ma zapewnić względne bezpieczeństwo.
Najpoważniejszy jest w takim razie trzeci powód, który jest najrzadziej przedstawiany przez przeciwników dziecięcych smyczy. Dziecko powinno słuchać rodziców, ponieważ im ufa. Jeśli wyeliminuje się ten element poprzez sprowadzenie wychowania do mechanicznych czynników, takich jak właśnie smycz, to może to znacząco osłabić relacje malucha z rodzicami. Kiedy dziecko powstrzymuje się od konkretnych działań, ponieważ usłyszało polecenie lub prośbę rodziców, to w ten sposób uczy się samodyscypliny i panowania nad własnym ciałem. Wzrasta też poziom zaufania do własnych opiekunów. Ostatecznie smycz sprawia, że to rodzic, z wykorzystaniem swojej siły fizycznej, powstrzymuje dziecko od niewłaściwych zachowań. Niestety ogranicza to rozwój dziecka, które nie musi wykorzystywać swoich sił umysłowych i nie uczy się dostosowywania swojego zachowania do przestrzeni publicznej.
Czy smycz na szelkach w jakiś sposób koliduje z wychowaniem dziecka i tłumaczeniem mu zasad bezpieczeństwa? Dla niektórych rodziców jest to jedyny sposób, żeby zadbać o bezpieczeństwo dziecka. I nie zrażają ich negatywne komentarze społeczeństwa. Co myślicie o tej kontrowersyjnej metodzie wychowawczej?