Jeżeli przywiązujecie wagę do ochrony środowiska lub moralnie bądź z innych powodów zależy Wam na losie zwierząt, to na pewno obcykani jesteście w terminologii eko lub wege. Ale sprawa jednak nie jest aż tak prosta. Nazewnictwo wśród kosmetyków ewoluowało tak, jak i w innych kwestiach życia. Czy na pewno wiecie, jaki produkt jest wegański i dlaczego? A który pozostaje tylko ściemą? Spróbujmy to rozpisać.
Spis treści
Naturalna ściema
To słowo jest tak bezczelnie wykorzystane, że nie posiada już żadnej wiarygodności. Marki mają prawo obkleić swoje produkty naklejkami NATURAL nawet, jeżeli w składzie kosmetyku jest choć 1% składników roślinnych czy mineralnych. Nie muszą obwieszczać naturalności produktu, jednak robi to robotę, choć bardzo mija się z prawdą. Zerkajcie na etykiety – trochę Wam zajmie znalezienie tych naturalnych dobroci – przytłoczone one będą syntetycznymi składnikami, no ale będą. A marka ma prawo nazywać się eco friendly. Chociaż długie daty ważności już powinny zapalić Wam lampkę w głowie – nic, co sadzi się na naturalne, nie powinno mieć kilku lat przydatności na etykiecie.
Organiczne ograniczenia
A raczej ich brak. Z kosmetykami organicznymi jest podobnie, jak z naturalnymi. Wystarczy niewielka, mikroskopijna ilość produktu organicznego pochodzącego z bezpiecznego źródła, aby marka mogła takie oznaczenie umieścić na produkcie. Tu również należy być wyczulonym. Producenci powinni być jednak ostrożni – jeżeli już gwarantują organiczność ich wyrobów, to muszą mieć 100% pewności, że te składniki naprawdę pochodzą ze sprawdzonych upraw oraz że produkt nie posiada żadnych chemicznie niebezpiecznych czynników.
Warto śledzić blogi i osoby, które zgłębiają tajniki eko produkcji i w ciekawy sposób inspirują, do zmiany trybu życia.
https://www.instagram.com/p/B6v1R0mAYnN/?utm_source=ig_embed
Eko nie znaczy wege – i na odwrót
Chyba najwięcej kontrowersji wzbudza wegańskie oznaczanie kosmetyków. Termin weganizm kojarzymy ściśle z jedzeniem, więc czemu może on widnieć na tuszach do rzęs czy podkładach? Przecież nie będziemy ich jeść. Kosmetyk, który posiada taką etykietkę, jest przede wszystkim pozbawiony JAKICHKOLWIEK składników odzwierzęcych. To znaczy, że nie może w swoim składzie mieć nawet miodu czy lanoliny. Po prostu – nie kradniemy tych wytworów. Po drugie – produkty takie nie mogą mieć nic wspólnego z testowaniem na zwierzętach. Dlatego wybierając wegańskie kosmetyki możemy mieć pewność, że ich produkcja była animal friendly, ale czy eko? To właśnie zagwozdka. Wykluczenie składników odzwierzęcych nie oznacza przecież, że wybrany produkt będzie naturalny czy organiczny. Nadal może posiadać całą gamę chemikaliów, które zastąpią to, co wzięlibyśmy od zwierząt.
Marka MILK, chociaż o mylącej nazwie, przoduje w kwestii wegańskich kosmetyków. Podane w atrakcyjnej formie i najlepszej jakości, a 100% wege!
https://www.instagram.com/p/B_nvoSSnWpj/
Jak najbardziej popieram świadome kupowanie, zwłaszcza takie, które przyczynia się do ochrony środowiska. Pamiętajmy jednak, że marki bezczelnie wykorzystują modne terminy, aby nas zwabić i ocieplić swój wizerunek. Czytajmy to, co jest małym drukiem i bierzmy dużą poprawkę widząc, że coś krzyczy z etykiety, że jest eko, wege czy organiczne.