Zapewne każdy z nas chciałby, żeby jego dziecko w dorosłym życiu było samodzielne i swobodnie radziło sobie z każdą sprawą. Jednak nie każdy rodzic potrafi na to swoją pociechę przygotować i roztacza nad nią parasol ochronny, który zamiast pomóc, szkodzi. Gdzie zatem jest złoty środek? Sprawdziliśmy to z pomocą naszych twórczyń, które są mamami oraz socjolożki Natalii Tur.
Widząc, jak nasze dzieci dorastają, często dopada nas nostalgia i uczcie, że czas płynie zbyt szybko. Instynkty rodzicielskie każą nam chronić nasze dzieci za wszelką cenę, jednak niestety w niektórych przypadkach wiąże się to z nadopiekuńczością i wyręczaniem naszych pociech we wszystkim. Dla niektórych jest to również potrzeba odgrywania w życiu swoich dzieci ważnej roli i przedłużania tego momentu, w którym całkowicie się od nas usamodzielni.
Naturalnie nie mówimy tu o przypadkach, w których będziemy oczekiwać od noworodka, że sam okryje się kocykiem, gdy będzie mu zimno. Mowa tu o dzieciach, które są na tyle duże, że same mogą już podejmować swoje pierwsze samodzielne decyzje i rozumieć ich konsekwencje.
Spis treści
Rodzic – helikopter
Bardzo często przenosimy na dzieci własne lęki i zakładamy z góry, że gdy choć na chwilę spuścimy je z oka lub stracimy kontrolę nad tym co robi, stanie mu się coś złego. Wychodzimy też z założenia, że nasze doświadczenia pomogą uniknąć naszym pociechom porażek. Takie zjawisko zwane jest coraz bardziej popularnym (zwłaszcza w USA) określeniem helicopter parent, czyli helikopterowy rodzic. Opisuje osoby, które zbytnio interesują się sprawami swoich dzieci, krążą nad nimi zarówno fizycznie, jak i werbalnie (dzięki telefonom komórkowym) przypominając… no właśnie. Helikopter. Do tego starają się ekstremalnie ułatwić im życie, bo dzięki temu, że doskonale orientują się we wszystkich jego sprawach, starają się wyprzedzać je o krok.
I tak przed jutrzejszym basenem już dziś przy wyjściu będzie czekał plecak z czepkiem, klapkami, okularkami, strojem i ręcznikiem. Sprzeczka na placu zabaw? Rodzic załatwi ją za dziecko, nie dając mu przestrzeni do samodzielnego rozwiązania konfliktu. Maluch zapomniał do szkoły stroju na WF mimo, że opiekun wielokrotnie przypominał i zostawił go w widocznym miejscu? Nie ma problemu, rodzic – helikopter osobiście zawiezie go dziecku do szkoły.
Zjawisko helikopterowych rodziców opisuje Natalia Tur, która jest socjolożką, twórczynią bloga nishka.pl oraz mamą dwóch córek.
Gdzie jest granica?
Żyjemy w społeczeństwie, które wymaga – zwłaszcza od matek – wzmożonej kontroli nad poczynaniami swoich dzieci. Podczas przerwy śniadaniowej okazuje się, że maluch nie ma ze sobą pudełka z jedzeniem? Najprawdopodobniej nauczyciel_ka zada pytanie dlaczego mama ci go nie spakowała? Mało komu przyjdzie do głowy, że owszem. Mama to drugie śniadanie przyszykowała, przed wyjściem do szkoły 3 razy przypominała dziecku, żeby je spakowało i nawet dla ułatwienia zostawiła je w widocznym miejscu.
I teraz pytanie. Które dziecko wyciągnie z tej sytuacji odpowiednią lekcję i w przyszłości będzie już pilnować, żeby na pewno spakować drugie śniadanie? To, któremu rodzic sam wsadzi je do plecaka lub przywiezie na szkolnej przerwie, czy to, które zostanie przez ten jeden dzień bez drugiego śniadania? No właśnie.
Rozważania na temat nadopiekuńczości i wyręczania swoich dzieci prowadzą we wspólnym wywiadzie nasze twórczynie Renia Hannoleinen oraz Aleksandra Bohojło, które są mamami i autorkami blogów ronja.pl oraz esencjablog.pl. Prowadząca wywiad Renia pyta Aleksandrę o jej doświadczenia dotyczące różnych sposobów wychowania swoich dzieci i wnioski, jakie przez lata zgromadziła, tym samym przyznając się do błędów, które popełniała w wyniku nadopiekuńczości.
W o wiele bardziej dosadny sposób odnosi się do tego tematu nasza kolejna twórczyni Dagmara Hicks z bloga calareszta.pl. Sama przyznaje, że sposób w jaki wychowuje swoje trojaczki oraz to, jak o tym pisze na swoim blogu, wielu rodziców oburza. Dagmara wychodzi jednak z założenia, że dziecko powinno uczyć się na własnych błędach, dlatego owszem. Warto ostrzec i opowiedzieć o konsekwencjach, jednak następnie warto dać mu przestrzeń do budowania osobistych doświadczeń. Nawet jeśli jeden dzień w szkole będzie musiało wytrzymać bez drugiego śniadania.
Dlaczego nie zawiozłam córce śnidaniówki, której zapomniała?
Samodzielne dziecko – pozwól mu na to
Cudów nie ma. Dziecko, któremu zawsze wszystko podstawia się pod nos lub wykonuje za niego, w dorosłym życiu nie zacznie nagle magicznie tych wszystkich czynności robić samo. Po pierwsze nie będzie wiedziało jak, a po drugie może wyjść z założenia, że rodzice i tak zrobią to za niego. Ostatecznie nauczy się funkcjonować w społeczeństwie, jednak może się to wiązać z wieloma negatywnymi emocjami, nierzadko również z poczuciem niesprawiedliwości i żalem do rodziców.
Jak zatem wspierać swoje dziecko w nauce samodzielności? Na to pytanie odpowiada nasza twórczyni Aleksandra Załęska z bloga mamanawypasie.pl. W swoim artykule otwarcie przyznaje, że odcięcie pępowiny to niełatwa sztuka, jednak stara się odrzucać egoistyczne pobudki i przygotowywać swojego syna na dorosłe życie, w którym sam będzie musiał umieć o siebie zadbać. W wyniku osobistych obserwacji wie, że pomoc dziecku w nauce samodzielności pozwala budować z nim o wiele silniejszą więź, niż nadopiekuńcza postawa.
Wiemy, że wielu z Was chciałoby beztroskie momenty dzieciństwa swoich dzieci przeciągać w nieskończoność, a starając się wyręczać je we wszystkim myślicie, że robicie dobrze, bo właśnie na tym polega rodzicielstwo i ochrona swojego dziecka. Jednak nie tędy droga. Tak jak pisze nasza twórczyni Aleksandra Załęska – pozwolenie swoim dzieciom na bycie samodzielnym sprawi, że zbudujecie z nim silniejszą więź, niż krążąc nad nim niczym helikopter.