Wielu z nas obserwuje w sieci sporo różnych kont, niekoniecznie z pozytywnych powodów. Niewielu jednak wie, że zjawisko to ma już swoją nazwę. Mowa o hate-following. O co dokładnie chodzi?
Niegdyś konta w portalach społecznościowych służyły przede wszystkim do bycia w kontakcie ze znajomymi. Obecnie możemy sobie pozwolić na obserwowanie wielu osób, i to nie tylko tych, z którymi się znamy. Czerpiemy od nich inspiracje, edukujemy się lub po prostu miło spędzamy czas przeglądając ich treści, dzięki którym się rozwijamy.
Jednak zdarza się, że nasze pobudki są… nieco inne. Partner zostawił nas dla kogoś innego? Zatem chętnie do porannej kawusi obejrzymy stories nowego obiektu uczuć, żeby sprawdzić, czy aby na pewno dobrze mu się powodzi. Jakiś celebryta zostawił swoją żonę dla innej, gdy ta nie zdążyła jeszcze wyjść ze szpitala z ich nowo narodzonym dzieckiem? Uuu, do tego postanowił zostać włodarzem gali MMA, na której z jego inicjatywy odbędzie się walka sobowtórów Putina i Zełeńskiego? Cóż lepszego zatem może nas spotkać w takich okolicznościach, niż czytanie komentarzy oburzonych fanów na jego profilu? I między innymi właśnie to, proszę Was, jest hate-following.
Spis treści
Czym jest hate-following?
Starając się przetłumaczyć ten angielski zwrot, można go określić jako obserwowanie kogoś z nienawiści. Żywimy wobec takiej osoby jedynie negatywne uczucia, a obserwowanie jej niepowodzeń napawa nas satysfakcją i poczuciem, że jesteśmy od niej lepsi. Niezależnie od tego, czy jawnie wyrażamy swoją niechęć poprzez komentarze, czy jesteśmy jedynie cichymi obserwatorami, to poczucie anonimowości dodaje nam skrzydeł.
Niech świat płonie
W naszej naturze leży chęć porównywania się i szacowania, czy bilans wypada na naszą korzyść. Dlatego obserwowanie kogoś, kto – naszym zdaniem – notorycznie się ośmiesza, może nam dostarczyć nie tylko rozrywki, ale również pewnego rodzaju spełnienia. Paradoksalnie, odczuwanie niechęci, obrzydzenia, zażenowania, a nawet nienawiści w takich przypadkach, jak hate-following, jest przez nas odbierane jako coś przyjemnego. To nie nam dzieje się coś złego, jesteśmy na wygranej pozycji i z radością obserwujemy, jak wróg się pogrąża i to bez naszego udziału.
Jednak zdarza się, że nie wytrzymujemy i zabieramy głos z nadzieją, że po przeczytaniu naszego komentarza, adresat swoim zachowaniem dostosuje się do naszej wizji jego osoby. Skąd bierze się w nas taka potrzeba? Pisaliśmy o tym tutaj.
Swoje przemyślenia na ten temat przedstawia również nasza twórczyni Aleksandra Bohojło z bloga esencjablog.pl. W swoim artykule stara się odpowiedzieć na pytanie, dlaczego ludzie oceniają życie innych, zamiast skupić się na swoim.
Dlaczego robicie piekiełko z czyjegoś życia zamiast skupić się na swoim?
Tak jak w miłości, tak samo można również zatracić się w nienawiści i nie zauważyć cienkiej granicy pomiędzy niewinnymi śmieszkami, a obsesją. Bo wtedy cały ten hate-following i to miłe łechtanie, gdy komuś, kogo nie lubimy dzieje się źle, może się przerodzić w poważną frustrację, a nawet pchnąć nas do niebezpiecznych działań. Pytanie brzmi, czy na pewno warto?