Pracodawcy próbują kusić darmowymi śniadaniami, a nawet podwyżką. Ale nawet to nie zwabi nas z powrotem do biura. Polacy chcą pracować z domu i koniec. Czemu tak pokochaliśmy home office i czy zalety przewyższają wady?
Spis treści
Prędzej się zwolnię niż wrócę do biura
To zdanie wcale nie jest wymyślone. Po narzuconej w 2020 roku pracy zdalnej, setki tysięcy Polaków pokochało home office. Z badań przeprowadzonych przez Deloitte wynika, że ponad połowa ankietowanych byłaby gotowa odejść, jeżeli pracodawca narzuciłby częstsze wizyty w biurze. Co trzeci z ankietowanych oddałby natomiast część pensji, jeżeli tylko mógłby pracować z domu tyle, ile by chciał. Aż 1/3 pytanych opowiada się za pracą w biurze jedynie przez dwa dni w tygodniu.
Czy te dane dziwią? Pracownika korporacji czy większej firmy pewnie nie. Mało kto opowiada się za 100% pracą stacjonarną. Polubiliśmy home office i stał się on priorytetem, który może nawet zawarzyć na tym, gdzie pracujemy. Przed pandemią taki system był rzadko spotykany. Pracownikowi nie przychodziło do głowy, że sporadyczna praca zdalna mogłaby stać się codziennością. Covid pozwolił nam na przetestowanie tego rozwiązania i przepadliśmy. To wszystko oczywiście za sprawą zalety, jakie daje home office.
Dlaczego nie chcemy wrócić do biura?
Kiedyś od razu cisnąłby się na usta argument, że przecież w domu to nie można się skupić. Nie ma nad nami szefa, nie ma kolegi obok, jak tu trzymać się w ryzach i motywować do kolorowania tych tabelek? Okazuje się, że to najmniejszy problem. Trochę treningu i nagle home office to właśnie sposób na wydajniejsza pracę. Pracodawcy na pewno też to zauważyli, bo razem z covidem wcale nie zniknął system hybrydowy. Ma się świetnie.
Czemu wolimy pracować z domu? Na portalu Projekt Freelancer czytamy, że już sam brak konieczności dojeżdżania do biura to ogromny plus. Do tego dochodzi swoboda w postaci… życia swoim życiem. W ciągu dnia możemy załatwić prywatne sprawy i po prostu odpracować to później. Kolejnym plusem strój. Kochamy pracować w dresie i nikt nam tego nie zabierze! Do tego dochodzą jeszcze nielimitowane godziny pracy. O nich pisze nasza autorka – Natalia z bloga Simplife. Pracując na home office’ie sami możemy dostosować sobie pory dnia do naszej wydajności czy dyspozycyjności. I tym sposobem ranne ptaszki mogą wstać za pięć siódma i od siódmej zacząć pracę. Nigdzie nie musimy się przetransportować. Ci, którzy wolą wieczorne pory, śpią do woli i kończą obowiązki znacznie później.
I tu praca zaczyna być znacznie przyjemniejsza, prawda? Nie czujemy ograniczeń, trudności czy stresu. Jednocześnie zaczyna to napędzać w nas motywację i dobry nastrój. Dzień staje się dłuższy, my realizujemy wszystko, co chcemy – prywatnie i służbowo. Do tego warto wspomnieć o oszczędności pieniędzy. Ile razy zdarzyło Wam się kupić śniadanie i lunch od pana kanapki albo kolejny raz złożyć się na pizzę z kolegami? W domu mamy czas na ugotowanie normalnego obiadu i nie przepalamy niepotrzebnie funduszy na gotowce. Jest cała masa zalet płynących z pracy z domu – cisza, brak innych ludzi obok, towarzystwo domowników i zwierząt.
Czy praca z domu w ogóle może mieć jakieś minusy?
Wspominaliśmy już o braku skupienia i organizacji, który jednak nie jest szczególnym problemem dla pracujących z domu. Nauczyliśmy się koncentracji i planowania dnia tak, jakbyśmy spędzali go w biurze. Jednak znalazło by się kilka wad home office’u. Natalia wymienia m.in. zatarcie granic między czasem wolnym a pracą. Skoro jesteśmy cały czas w ,,biurze’’ to nie stoi na przeszkodzie częściej zaglądać do maila czy zrobić coś niedużego już po godzinach pracy. To źle dla nas, bo zaczynamy pracować za dużo. Źle też dla szefa, bo pozwala sobie na więcej wiedząc, że i tak jesteśmy dostępni.
Kolejną wadą jest zamiana domu w biuro. Ta przestrzeń robi się wspólna i zaczyna kojarzyć tylko z pracą. Mniej wychodzimy, więc stale przebywamy w jednej przestrzeni. Nie potrafimy zresetować myśli, bo czujemy się jak w biurze. Niekażdy ma możliwość stworzenia sobie miejsca pracy w osobnym pokoju, więc salon czy sypialnia to już nie nasze miejsce, a jeden wielki open space.
No i najważniejszy aspekt, który nie jest łatwy do przeskoczenia. Ten nierozłączny dres. Po pewnym czasie chodzenie po domu w piżamie zaczyna demotywować. Tracimy zapał i świeżość, wszystko zlewa się w jedno wielkie pidżama party. Lekiem na to jest potraktowanie pracy zdalnej jak wyjście do biura. Zwykłe przebranie w bardziej wyjściowe ciuchy potrafi zmienić nasze nastawienie.
Wiele osób ubolewa również nad brakiem kontaktu z innymi. Umówmy się – rozmowy na kamerce to nie jest rzeczywistość. I jak bardzo nie wkurzałby nas nasz szef, to miło jest obgadać go z drugą osobą podczas przerwy obiadowej. Kontakty międzyludzkie to ważna część naszego życia i być może dlatego model pracy hybrydowej to najlepsze rozwiązanie.
Na horyzoncie widać i słychać zapowiadane zmiany w prawie pracy. Czy home office wygra i każdy będzie miał możliwość choć częściowego zrezygnowania z wycieczek do biura? Jeżeli spojrzymy na statystyki, to są one korzystne dla fanów pracy zdalnej. Wcale nie jesteśmy mniej wydajni, przedsiębiorstwa i korporacje oszczędzają część pieniędzy, a my – dostaniemy to, co chcemy. Taki rozwój w kulturze pracy to może i wypadkowa covidu, ale również prawdziwa rewolucja. Bo kto by pomyślał, że większość rzeczy możemy robić we własnym domu?