Towarzyszą nam każdego dnia. Niezależnie od tego, czy tego chcemy, czy też nie – są obecne w naszym życiu. Emocje. Dlaczego tak często nie dajemy sobie szansy, żeby je przeżywać? Czy ich tłumienie może przynieść pozytywne skutki?
Każdy radzi sobie z emocjami na swój sposób. Niektórzy dają sobie szansę, żeby je przeżywać, inni starają się od nich odciąć. Czy sposób, w jaki radzimy sobie z tym, co czujemy, może mieć wpływ na nasze życie?
Spis treści
Twoje emocje = Twój problem?
Kiedy w moim rodzinnym domu działo się coś trudnego, to moja mama bez słowa wychodziła z pokoju, z trzaskiem zamykała za sobą drzwi od łazienki i po jakimś czasie wracała do nas, jakby nic się nie stało. Jedynie na podstawie głośności trzaśnięcia drzwiami, pozostali domownicy mogli ocenić, czy jest bardzo źle. Teoretycznie w tym momencie temat się kończył. Jednak nie zawsze. Bo zdarzało się, że w niespodziewanej chwili powracał, przyjmując formę okraszonej łzami i pełnej pretensji przemowy, po której każdy z nas czuł się najpierw zaskoczony, a później winny.
Był czas, w którym powtarzałam sobie, że ja taka nie będę… do momentu, w którym sama po raz pierwszy nie wyszłam trzaskając drzwiami. Nie wiem, co moja mama robiła zamknięta w łazience. Natomiast wiem, co robiłam ja. Zdarzało mi się siedzieć na wannie i wyć, nerwowo drapiąc się po udach. Konsekwencją była hiperwentylacja, drętwienie rąk i stóp oraz kłucie w klatce piersiowej. Wychodziłam dopiero wtedy, gdy to wszystko ustało. Wciąż nie rozumiejąc, co przeżywam. I teoretycznie, temat był zamknięty.
A potem w moim życiu pojawił się ktoś, kto zatrzymał mnie, zanim zdążyłam wyjść z pokoju. Posadził mnie obok siebie i zapytał „co czujesz?”. To był dzień, w którym zrobiło się jakoś tak jaśniej. Ten nowy sposób radzenia sobie z tym, co przeżywam nauczył mnie bardzo ważnej rzeczy. Okazywanie emocji – zarówno tych pozytywnych, jak i negatywnych wcale nie jest oznaką słabości, a rozmowa o nich wcale nie jest powodem do wstydu. Od 3 lat nie zdrętwiała mi żadna kończyna, zapomniałam też o nerwobólach i problemach z wzięciem pełnego oddechu.
Bo emocje, zwłaszcza te, które sprawiają, że źle się czujemy, wcale nie muszą być problemem. A znany z domu schemat nie radzisz sobie z czymś? To zejdź z ludzkich oczu i wróć dopiero, jak doprowadzisz się do porządku, wcale nie musi być tym jedynym słusznym. W dodatku prawidłowe rozpoznawanie emocji i otwarta rozmowa o nich naprawdę może zmienić życie na lepsze.
Nie ma złych emocji
Emocje są jak drogowskaz – pojawiają się w reakcji na konkretne wydarzenia i jeśli ich nie tłumimy, to mogą dać nam jasne wskazówki odnośnie tego, jak faktycznie odbieramy daną sytuację. Tym samym możemy lepiej ją zrozumieć, przepracować i rozwiązać. Ma to również przełożenie na sposób komunikacji i budowania relacji międzyludzkich.
O tym, dlaczego jeszcze jest to tak ważne, pisze nasza twórczyni Magda Więckowska z bloga magdapisze.pl. Magda z wykształcenia jest psycholożką i w swoim artykule jako ciekawostkę podaje fakt, że w czasie studiów psychologicznych, na emocje przeznaczony był cały semestr i jej zdaniem to wciąż za mało!
Warto również nauczyć się wspierać tych, którzy potrzebują być wysłuchanym. Być może nie znacie rozwiązania ich problemów, jednak sama rozmowa i poświęcenie uwagi może być bardzo pomocne. Więcej na ten temat pisaliśmy tutaj.
Czym skorupka za młodu nasiąknie…
Małe dzieci okazują emocje w sposób naturalny. Gdy odczuwają radość, potrafią śmiać się do rozpuku i podskakiwać do góry, gdy są smutne to płaczą, a odczuwając złość np. rzucają zabawkami.
Często jednak tłumimy w nich te objawy spontanicznej ekspresji. Czasem wynika to z różnych przekonań, które można określić mianem bo tak wypada:
- Nie śmiej się tak głośno, ludzie patrzą
- Przestań histeryzować, przynosisz mi wstyd
A czasem również i nam nie pozwalano okazywać emocji i powstaje obawa, że gdy zacznie się rozmawiać z dzieckiem o tym, co czuje, to przyjdzie czas, że trzeba się będzie również zmierzyć z tym, co czujemy my.
Doskonale podsumowała to nasza twórczyni Karolina Tuchalska-Siermińska, która jest psycholożką i trenerką umiejętności społecznych.
To małe dziecko, które w złości rzuca zabawkami, najpewniej dostanie karę od rodzica i to bez próby rozmowy o tym, dlaczego tak robi. I właśnie ono w przyszłości stanie się tym dorosłym, który na pytanie co się stało? odburknie nic. Tym samym sukcesywnie będzie budować wokół siebie mur, i to podwójny. Ten pierwszy będzie go odgradzał od możliwości przeżywania swoich emocji. Ten drugi od ludzi wokół i tworzenia zdrowych relacji.
Sama pamiętam, gdy drobne sprawy domowe, których nie rozwiązywałam na bieżąco z ówczesnym partnerem, pomału napełniały przysłowiową czarę. Bałam się, że drobna wymiana zdań o harmonogram opróżniania zmywarki może przerodzić się w poważniejszą rozmowę, w której – oh nie, tylko nie to – trzeba będzie wyznać, co naprawdę czuję (i to bynajmniej nie w temacie zmywarki). Więc odkładałam to gdzieś z tyłu głowy. W którymś momencie ewentualnie trzeba było sobie trzasnąć drzwiami od łazienki. Dobrze się domyślacie – ta forma komunikatu nie była trafnie zrozumiana przez partnera i moje intencje nie były poprawnie odczytane. Zatem moja czara się nie opróżniała (zmywarka również).
W końcu gorycz się przelewała i chłop dostawał miejsce w pierwszym rzędzie na niezapomniane, pełne łez przedstawienie, na którym dowiadywał się o: swoich skarpetkach pod biurkiem, które znalazłam rok temu, o tym, że ten żart przy znajomych o mojej nowej fryzurze nie tylko mnie nie śmieszył, ale wręcz zranił… Ah no i o tym, że w sumie byłoby ok, gdyby rano jak wstanie opróżniał zmywarkę, bo nie chcę go budzić szczękaniem talerzy, zanim wyjdę do pracy.
Każdy z nas chce czuć się zrozumiany i wysłuchany. Jednak często sami pozbawiamy się tej możliwości. Bo nazywanie swoich emocji i rozmowa o nich może sprawiać trudność. Zwłaszcza tym, którzy tak jak ja, nie byli tego nauczeni. Jednak efekty mogą być rewelacyjne i te ciężary, które każdy z nas potrafi nosić w sobie miesiącami (a nawet dłużej!), bezpowrotnie znikną.